Wystarczy dodać, że wyżej wskaźnik był jedynie z końcówce lat 90. (kulminacja hossy internetowej), a wcześniej w 1929 r., trzy miesiące przed słynnym krachem. Nie ulega wątpliwości, że amerykańskie akcje – przynajmniej według tej miary – są drogie. Dla porównania, w dołku bessy związanej z kryzysem finansowym na początku 2009 r. Shiller P/E wynosił zaledwie ok. 13. Ale czy to oznacza, że już lada chwila czeka nas czarny scenariusz w rodzaju 1929 r.? Niekoniecznie, biorąc pod uwagę, że w okresie bańki internetowej S&P 500 urósł jeszcze o... 80 proc., zanim rozpoczęła się prawdziwa bessa. W momencie, w którym ukazała się legendarna już książka prof. Shillera ostrzegająca trafnie przed bańką, opublikowany w niej omawiany tu wskaźnik przekraczał poziom 43. Czyli był sporo powyżej obecnego pułapu.
Ewidentnie na krótką metę (czytaj: nawet najbliższe dwa–trzy lata) na dwoje babka wróżyła. Sam fakt, że akcje w USA są relatywnie drogie, nie mówi nic na temat tego, czy przypadkiem nie staną się jeszcze droższe. Dość wysokie wyceny prawdopodobnie będą miały jednak negatywne przełożenie na bardziej długoterminowe stopy zwrotu. Zauważmy, że nawet w bardziej optymistycznym (na krótką metę) z dwóch omawianych historycznych wariantów po sześciu latach od odnotowania Shiller P/E w okolicach 30 indeks S&P 500 powrócił na skutek bessy (2000–2003) do punktu wyjścia.