Rosnąca inflacja w końcu zmusiła Radę Polityki Pieniężnej do bardziej zdecydowanych działań. W efekcie stopy procentowe banku centralnego ruszyły do góry. Co więcej, w perspektywie najbliższych miesięcy z dużym prawdopodobieństwem można oczekiwać kontynuacji tego ruchu. Obecne oczekiwania rynkowe oscylują w okolicach 3 punktów procentowych jako docelowego poziomu stopy referencyjnej NBP. To spora zmiana, jeśli uwzględnimy fakt, iż jeszcze na początku października stopa referencyjna wynosiła symboliczne 0,1 proc.
Wraz ze wzrostem stóp procentowych banku centralnego pojawiają się oczekiwania odnośnie do wzrostu oprocentowania depozytów w bankach. Ostatnie dostępne dane NBP dotyczące poziomu oprocentowania depozytów gospodarstw domowych nie odzwierciedlają jeszcze najnowszych zmian w poziomie stóp procentowych. Według tych danych średnie oprocentowanie złotowych depozytów gospodarstw domowych z terminem zapadalności do dwóch lat wyniosło we wrześniu zaledwie 0,19 proc. W przypadku depozytów powyżej dwóch lat od marca widoczny był nieznaczny wzrost oprocentowania. Dane za wrzesień pokazywały je na poziomie 1,02 proc. Trzeba jednak pamiętać, że odsetki od depozytów podlegają 19-proc. podatkowi Belki, zatem faktyczne oprocentowanie lokat było jeszcze niższe. Przy tak wysokiej inflacji, rosnących stopach NBP i coraz powszechniejszym przekonaniu o ich dalszym wzroście uzasadnione wydają się oczekiwania znacznego podwyższenia oprocentowania depozytów w bankach.
Niestety, czasy dla oszczędnych nie są dobre. Wzrost stóp nawet do 3 proc., jak wszystko na to wskazuje, nie przełoży się na adekwatny wzrost oprocentowania depozytów w bankach. Dlaczego tak się stanie? Otóż wystarczy spojrzeć na dane dotyczące poziomu depozytów i kredytów w systemie bankowym. Na jesieni 2018 r. po 11 latach ujemnej luki depozytowej doszło do odwrócenia sytuacji. Luka depozytowa stała się dodatnia. Owa luka to nic innego jak różnica między stanem depozytów a kredytów w systemie bankowym i właśnie jesienią 2018 r. wielkość depozytów zaczęła przewyższać wielkość udzielonych kredytów. Co więcej, od tego momentu widoczny jest dramatyczny rozjazd tych dwóch wielkości. Wartość depozytów rośnie kilkakrotnie szybciej od wartości kredytów. Obecnie wartość tych pierwszych przewyższa wartość tych drugich już o ponad 270 miliardów złotych. Zatem banki mają tak duży nadmiar środków, że praktycznie nie widzą konieczności walki o nowe depozyty.
Sytuacja, z jaką mamy do czynienia w sektorze bankowym, określana jest jako nadpłynność. W tym przypadku trzeba jeszcze obok poziomu depozytów i kredytów uwzględnić wymagany poziom rezerwy obowiązkowej. Banki od różnicy między depozytami a kredytami obowiązane są odprowadzić do NBP na nisko oprocentowany rachunek określone środki – obecnie jest to 2 proc. wartości wszystkich rodzajów depozytów. Zatem nawet po uwzględnieniu wspomnianej 2-proc. rezerwy obowiązkowej poziom nadpłynności pozostaje bardzo wysoki. Na powyższym przykładzie widać, jak kosztowna jest polityka utrzymywania niskich stóp procentowych w warunkach coraz silniejszej inflacji. Obecnie praktycznie jedynym ratunkiem dla trzymających środki na lokatach bankowych jest jak najszybsze zbicie inflacji do poziomów celu inflacyjnego banku centralnego.