Przy braku nowych inwestycji oraz kompleksowej modernizacji istniejących bloków 200 MW może zabraknąć nam mocy. Pierwsze luki pojawią się już w 2022 roku – podkreśla Mariusz Mielczarek, dyrektor sektora publicznego GE w Europie Środkowo-Wschodniej. Przypomina, że wkrótce ze względu na zaostrzające się normy środowiskowe zajdzie konieczność wyłączenia 12–15 GW, a zapotrzebowanie wzrośnie – z obecnych 26 GW do nawet 33 GW w 2030 r.
– Im lepszy samochód, tym mniejsze prawdopodobieństwo jego awaryjności – opisowo konkluduje prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, odpowiadając na pytanie, czy grozi nam blackout. Ocenia, że w najbliższej przyszłości Polska będzie musiała dokonać wysiłku w zakresie kompleksowej modernizacji nadających się do tego mocy (pamiętając, że nie należy inwestować w majątek zbyt wyeksploatowany) oraz budować nowe bloki. Zwłaszcza że 55 proc. mocy zainstalowanych w naszym kraju ma ponad 30 lat i nadaje się do wyłączenia. – Nie można remontować w nieskończoność. W ramach budżetu rynku mocy można byłoby zbudować 7–8 tys. MW w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Licząc po 5 mld zł netto za każdy 1 tys. MW, wyszłoby 35 mld zł, ale te koszty rozłożone w czasie oscylowałyby wokół 3,5 mld zł rocznie – szacował Mielczarski.
Jego zdaniem spośród dostępnych dziś technologii tylko cztery zapewniają całkowite bezpieczeństwo energetyczne rozumiane jako ciągłość dostaw paliw i energii (prądu i ciepła) po akceptowalnej cenie. To węgiel brunatny, którego przyszłość na razie nie jest znana, węgiel kamienny oraz gaz i energetyka jądrowa. Przy czym ekspert przypominał wielokrotnie, że potrzebne nam są nie tylko odpowiednio duże moce (pokrywające zapotrzebowanie i rezerwę), ale także moce wystarczająco elastyczne, które będą mogły współpracować z coraz większą ilością źródeł odnawialnych. Takie parametry zapewniają elektrownie gazowe, ale też elektrociepłownie węglowe. Dlatego Mielczarski uważa, że należy równolegle przebudowywać ciepłownie w mniejszych i większych miejscowościach w kierunku układów produkujących jednocześnie prąd i energię w procesie kogeneracji.
Zwiększenie mocy z kogeneracji w procesie produkcji energii do 25 proc. – jak szacują eksperci z GE – zmniejszyłoby emisję CO2 o 15–26 mln ton rocznie. Z kolei pełna modernizacja działających elektrowni w oparciu o najnowsze technologie i oprogramowanie obniżyłaby emisję o 11 proc.
Istotne są jednak koszty. Część inwestycji byłaby po prostu zbyt droga. – Elektrownie jądrowe nie mieszczą się w akceptowalnych kosztach. Co więcej, żadnej z polskiej firm energetycznych nie stać na tak dużą inwestycję przy obecnych wynikach – dodał Mielczarski. Wskazał, że opłacalność takiej siłowni zwiększyłaby się przy kosztach zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla na poziomie 80–100 euro za tonę. Dziś ich cena wynosi ok. 5 euro za tonę. – Budowa elektrowni gazowej jest sensowna przy 15 euro za tonę CO2 przy obecnych cenach błękitnego paliwa, zaś konkurencyjność odnawialnych źródeł wzrasta przy cenie uprawnień na poziomie 42 euro za tonę – wyliczał Mielczarski podczas debaty w GE. awk