– Na rynku gazu ziemnego taryfa wyznacza cenę maksymalną. To zachęca podmioty do wchodzenia na ten rynek. Spółki widzą możliwość wygenerowania marży – tłumaczy Aldona Kaźmierska, zastępca dyrektora departamentu rozwoju rynków i spraw konsumenckich w URE.

Zdaniem Leszka Juchniewicza, byłego prezesa URE, większa liczba firm sprzedających detalistom gaz to efekt szukania marży z ofert typu dual fuel, tj. łącznej sprzedaży prądu i błękitnego paliwa.

Sprzedaż samej energii gospodarstwom domowym jest mało opłacalna. Tam nadal obowiązuje taryfa. W tym przypadku URE ustala stawki stałe, a nie maksymalne, co zawęża pole do konkurencyjnej walki o klienta. Regulator kilkakrotnie zabiegał o wprowadzenie formuły ceny maksymalnej, podobnej jak na rynku gazu. Postulaty odbiły się od resortów zajmujących się gospodarką i energetyką.

Choć firm handlujących gazem przybywa, to pozycja klientów indywidualnych nadal jest słaba, a ich korzyści z wyboru innego dostawcy nieznaczne – uważają eksperci. Ubyło bowiem firm obracających błękitnym paliwem w hurcie. Jak wynika z danych URE, od początku roku do połowy listopada koncesję cofnięto 14 przedsiębiorstwom, a tylko dwóm ją wydano. W efekcie dziś prawo do sprowadzania gazu ma 58 firm wobec 70 na koniec 2016 r. Spadek to efekt wprowadzenia obowiązku magazynowania (właścicielem magazynów jest PGNiG). – Skutek jest taki, że rynek gazu bardziej się mo­nopolizuje – twierdzi Juchniewicz. Na nim jednak pod naciskiem Brukseli wprowa­dzono ścieżkę uwolnienia taryf dla gos­podarstw – znikną do 2024 r. AWK