Zacznijmy od listopadowej historii. Otóż statystyki dla indeksu WIG nie są tak dobre, jak w październiku, ale wciąż faworyzują byki. Średnia zmiana WIG w listopadzie jest dodatnia i wynosi 0,8 proc. Nawet gdy usuniemy wartości skrajne (spadek o 10,2 proc. w 2007 r. i wzrost o 19,4 proc. w 2020 r.), to średnia wciąż pozostaje na plusie, 0,55 proc. W ciągu 33 lat w 17 przypadkach listopad kończył się wzrostem indeksu, w 14 jego spadkiem, a raz miesiąc zakończył się na tym samym poziomie, na którym zaczął. W tej statystyce przewaga znów jest lekko po stronie byków. Podobnie zresztą jak w relacji średniego zysku do średniej straty, które wynoszą odpowiednio 5,4 proc. i 4,7 proc.
Historia sugeruje więc, że listopad silnych zwyżek nie przyniesie, ale raczej zrobi płaski grunt pod rajd św. Mikołaja i efekt stycznia. To nie musi oczywiście oznaczać, że nie zobaczymy na GPW zieleni. Biorąc pod uwagę sytuację techniczną głównych indeksów i ich wagę w portfelu WIG, można zakładać, że WIG20 będzie hamulcowym, mWIG40 – stabilizującym, a sWIG80 – napędzającym.
Indeks blue chips ma za sobą bardzo udany miesiąc. Zyskał w październiku aż 12,2 proc. i – jak zaznaczyła agencja Bloomberg – był najsilniejszym indeksem na świecie. Ta powyborcza moc sprawiła, że średnia z 50 sesji zawróciła w górę i nie doszło do niekorzystnego skrzyżowania z 200-sesyjną średnią.
Ponadto MACD dotarł do tegorocznych lokalnych szczytów, a RSI(14) – do granicy 70 pkt. Innymi słowy, WIG20 jest w krótkim terminie wykupiony, czyli ma prawo do schłodzenia. Takiemu scenariuszowi może sprzyjać podejście pod szczyt hossy 2202 pkt, który stanowi poziom oporu. Poza tym – szukając analogii z majowym wyjściem na szczyty – przebicie ówczesnego szczytu skończyło się kontratakiem podaży i cofnięciem indeksu do 50-sesyjnej średniej. Taka powtórka z historii w listopadzie nie byłaby zaskakująca.