Miało być „Sell in may...", a tymczasem WIG20 zyskał w maju 4,5 proc., mWIG40 2,5 proc., a sWIG80 aż 6,2 proc. Słynne giełdowe powiedzenie nie sprawdziło się też na rynkach zagranicznych. Indeksy S&P 500, DAX, Nikkei 225 zyskały w minionym miesiącu odpowiednio 3,5 proc., 6,8 proc. oraz 8,3 proc. Formacje podwójnych i potrójnych szczytów zostały zanegowane i większość giełdowych wskaźników wyznaczyła nowe, lokalne maksima, kontynuując trwającą od połowy marca falę wzrostową. Inwestorzy, albo raczej dodrukowany kapitał, niczego się nie boją. Choć w czwartek padł globalny rekord liczby zakażeń koronawirusem (116 304 przypadki według danych worldometers.info), choć Chiny niebezpiecznie „majstrują" przy Hongkongu i choć Donald Trump znów pręży muskuły przed XI Jinpingiem, rynki akcji trzymają się układów wzrostowych. Można by powiedzieć, że „cokolwiek by się działo, rynek ciągle w górę". Jak długo to potrwa? Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie.
Jeśli trzymać się analizy technicznej, to wybicie z kilkutygodniowych konsolidacji daje całkiem niezły potencjał wzrostowy. W przypadku WIG20 wahania zamykały się w przedziale 1680 i 1570 pkt, co przekłada się na pułap docelowy minimum 1790 pkt. W minionym tygodniu indeks dotarł w porywach do 1763 pkt (nowy szczyt fali wzrostowej), więc planu jeszcze nie wykonał. Co istotne – przy 1800 pkt znajduje się 61,8-proc. zniesienie Fibonacciego, więc można zakładać, że tam notowania napotkają silniejszy opór. Wsparciem na ten tydzień jest natomiast 1680 pkt. Indeks średnich spółek w końcu oddalił się od 38,2-proc. zniesienia (3230 pkt), przebił się przez 50-proc. zniesienie (3400 pkt) i dotarł do 3460 pkt (najwyższy poziom od 9 marca). Najbliższy cel to 3580 pkt (61,8-proc. Fibo), a wsparciem jest lokalny szczyt 3306 pkt. W najlepszej formie i sytuacji technicznej pozostaje sWIG80, który wyśrubował lokalny rekord do 12 460 pkt, otwierając sobie drogę do okrągłych 13 000 pkt.
Wprawdzie miniony miesiąc zaprzeczył historycznym statystykom, ale tradycyjnie sprawdźmy, jak WIG radzi sobie w szóstym miesiącu roku. Pod względem średniej jest to najgorszy czas w roku. W czerwcu WIG traci średnio aż 1,7 proc. Nawet jeśli pominiemy wartości skrajne, to średnia rośnie tylko do -1,1 proc. Mediana wypada dużo wyżej, bo przy -0,3 proc., a to dlatego, że na 29 lat w 15 czerwiec przynosił zniżki, a w 14 zwyżki. Odchylenie średniej bierze się stąd, że jeśli już w czerwcu WIG spada, to średnio o -7,8 proc., a jeśli rośnie, to średnio o 4,9 proc. Różnica 2,9 pkt proc. robi więc swoje.
Gdyby zapomnieć o odklejeniu rynku od realiów, to można by powiedzieć, że to wymarzony czas dla „szortów". I statystyka, i otoczenie makro mówią bowiem: „będzie spadać". Cóż jednak z tego, skoro rynek od dwóch miesięcy uparcie odpowiada „moja racja jest najmojsza", i rośnie...