Dominującym zjawiskiem na rynkach akcji jest potężna zmienność nastrojów obserwowana szczególnie od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. W ostatnich dniach niewiele się pod tym względem zmieniło. Notowania podążają w ślad za informacjami napływającymi z frontu. Jakikolwiek sygnał dający nadzieję na załagodzenie sytuacji powoduje niemal euforię, ale trzeba przyznać, że takich momentów jest niewiele. Generalnie większość indeksów znajduje się w wyraźnych trendach spadkowych, w wielu przypadkach kwalifikujących się do określania mianem bessy. Bardziej istotne wydaje się jednak to, że niezależnie od możliwych pozytywnych scenariuszy, czyli zakończenia ataków na Ukrainę, konsekwencje ostatnich wydarzeń globalna gospodarka będzie odczuwać jeszcze długo. O ile scenariusze stagflacyjne jeszcze do niedawna traktowane była jako raczej mało realne, obecnie prawdopodobieństwo ich realizacji staje się bardzo wysokie. Tempo wzrostu gospodarczego będzie znacząco niższe, niż się spodziewano, a inflacja z pewnością pozostanie wysoka, nawet jeśli sytuacja na rynkach surowcowych ulegnie normalizacji.
Na Wall Street wyraźnie gorzej
Wysoka zmienność widoczna jest także na rynku długu. Na początku tygodnia rentowność amerykańskich dziesięcioletnich obligacji skarbowych znajdowała się poniżej 1,75 proc., a w czwartek ponownie powróciła powyżej 2 proc. To prawdopodobnie efekt wzmożonych oczekiwań na coraz bardziej możliwe mocniejsze zaostrzenie polityki pieniężnej Fed w obliczu nasilającej się presji inflacyjnej. Czwartkowe dane pokazały, że zagrożenie takie jest bardzo realne. Inflacja w Stanach Zjednoczonych w lutym podskoczyła do rekordowych od czterech dekad 7,9 proc. Przed wahaniami nie uchronił się także rynek walutowy. Indeks dolara we wtorek niemal dotknął poziomu 100 pkt, najwyższego od maja 2020 r., by w czwartek zniżkować momentami w okolice 97,5 pkt. Podobnie działo się w przypadku indeksów pozostałych walut, uznawanych za bezpieczne przystanie, czyli japońskiego jena i szwajcarskiego franka, które mimo wahań wciąż znajdują się na bardzo wysokich poziomach.
Na głównych giełdach akcji sytuacja w ostatnich dniach była zróżnicowana. Na Wall Street nastroje uległy wyraźnemu pogorszeniu. Do czwartku S&P 500 tracił 1,6 proc., pogłębiając skalę korekty do ponad 11 proc. Momentami niedźwiedziom udawało się uzyskiwać jeszcze większe zdobycze, budząc poważne obawy o losy rynku. Dow Jones szedł w dół o 1,5 proc., łącznie korygując się od szczytu o niemal 10 proc. Nasdaq Composite tracił do czwartku 1,4 proc., a w ramach całej korekty zniżkuje o 18,5 proc., strasząc wejściem w obszar bessy.
Z kolei na wiodących parkietach naszego kontynentu miało miejsce wzrostowe odreagowanie. Po gigantycznym, przekraczającym 10 proc. spadku indeksu we Frankfurcie, DAX do czwartku szedł w górę 2,7 proc., choć początek minionego tygodnia stał jeszcze pod znakiem pogłębienia zniżki. Wspomniany wzrost był w przeważającym stopniu wynikiem środowego skoku indeksu o prawie 8 proc. Pozostałe sesje były spadkowe. Od styczniowego szczytu DAX traci już ponad 17 proc., a w poniedziałek i wtorek skala spadku przekraczała 21 proc., wchodząc w obszar bessy. Paryski CAC40 do czwartku zwyżkował o 2,4 proc., a londyński FTSE 250 rósł o prawie 3 proc. Kierunek ruchu na rynkach wschodzących jest jednoznaczny, choć oczywiście między poszczególnymi parkietami występują pewne różnice. MSCI Emerging Markets do czwartku zniżkował o 2,5 proc., zbliżając się chwilami do 42,5 pkt, czyli do poziomu najniższego od września 2020 r. Na plusie tydzień kończyło część indeksów giełd azjatyckich, a w przypadku części spadki były niewielkie. Wyjątek stanowił tracący 4,4 proc. Shanghai Composite, spadający o 4,6 proc. wskaźnik w Hongkongu. W przypadku części giełd naszego regionu miało miejsce solidne wzrostowe odreagowanie. Na Łotwie indeks rósł o prawie 6,5 proc., na Litwie o ponad 2 proc., w Rumunii i na Węgrzech zwyżka sięgała po 4,5 proc.