Taki rozwój sytuacji jest między innymi zasługą ostatnich działań prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, który zdecydowanie naciskał na sojuszników z Zatoki Perskiej, aby zwiększali produkcję, oraz mimo wejścia od listopada sankcji na Iran pozwolił głównym importerom na dalszy zakup ropy (m.in. Chinom, Indiom czy Japonii). Przypomnę, że wcześniej od listopada miał obowiązywać całkowity zakaz importu ropy przez sojuszników Stanów Zjednoczonych z Iranu.

W rezultacie tej decyzji rynek złapał oddech, obawiając się wcześniej zmniejszenia podaży. Dodatkowo rząd w Iranie jest już blisko porozumienia z kurdyjskimi władzami, co może uwolnić dodatkowo od 200 tysięcy do 400 tysięcy baryłek dziennie.

Można powiedzieć, że zagranie prezydenta USA to szach i mat, ponieważ najpierw wywarł on presję na kraje Zatoki Perskiej, aby wpompowały więcej ropy na rynek przed wejściem w życie irańskich sankcji, po czym sankcje złagodził, co jeszcze bardziej zwiększyło podaż surowca.

Teraz kolejny ruch stoi po stronie krajów zrzeszonych w OPEC i ich sojuszników, którym lecąca na łeb na szyję cena ropy może nie odpowiadać. Tymczasem dla kierowców może być to przedświąteczny prezent. ¶