Steve Keen, autor opublikowanej po raz pierwszy w 2001 r. książki „Debunking Economics", której najnowsze wydanie (z 2011 r.) w polskim przekładzie nosi tytuł „Ekonomia neoklasyczna. Fałszywy paradygmat", idzie w krytyce ekonomii jeszcze dalej. Twierdzi, że to w ogóle nie jest nauka. „Ekonomia jest pranauką, jak astronomia przed Kopernikiem, Tychonem de Brache i Galileuszem. Nadal mam nadzieję na jej lepsze działanie w przyszłości, ale gdy zważymy na popełniane pod jej sztandarem parodie logiki oraz jej antyempiryzm, byłoby obrazą dla innych dziedzin nauki przyznawanie ekonomii nawet warunkowego obywatelstwa w państwie nauk" – czytamy. Odrzucenie całej teorii zbudowanej od lat 80. XX w. nie wystarczy więc, aby przywrócić ekonomii wiarygodność. Trzeba ją zbudować na nowo na zupełnie innych fundamentach.

Wykazanie, że ekonomia neoklasyczna, którą można po prostu określić mianem ekonomii głównego nurtu, nie ma sensu, zajmuje Keenowi ponad 600 gęsto zapisanych stron. I choć w mojej ocenie ostatecznie swojego celu nie osiąga, wywód jest zajmujący. Aby obalić najważniejsze modele i hipotezy współczesnej ekonomii, Keen musi najpierw je zarysować. I robi to przystępnie, a nawet z pewnym poczuciem humoru. Otrzymujemy więc, prawdopodobnie wbrew intencjom autora, niezły podręcznik ekonomii neoklasycznej.

Zdumiewa natomiast to, z jaką łatwością Steve Keen przechodzi od krytyki ekonomii głównego nurtu do głoszenia własnych prawd. A robi to nie tylko w książkach, ale też w licznych wystąpieniach publicznych i wywiadach, choćby tym dla „Parkietu" sprzed niespełna trzech lat, gdy podpowiadał np., jak rozwiązać problemy strefy euro. Otóż mogłoby się wydawać, że w neoklasycznej ekonomii Keenowi przeszkadza właśnie to, że tak łatwo od teorii bazujących na upraszczających założeniach przechodzi do rekomendacji dla praktyków, że brakuje jej pokory. Sam jednak od formułowania kategorycznych sądów nie stroni.