Inflacja w maju przyspieszyła do 4,8 proc. rok do roku. Tak wysoka po raz ostatni była jesienią 2011 r. Jest niemal pewne, że w najbliższych miesiącach inflacja nieco wyhamuje. Będzie to jednak w dużej mierze zjawisko o charakterze statystycznym, podobnie zresztą jak ostatni wzrost inflacji. Jak przedstawiają się perspektywy inflacji, jeśli pominiemy tego rodzaju zaburzenia?
Inflacja mierzona wskaźnikiem CPI jest najwyższa od dekady, ale mierzona deflatorem PKB – najszerszym wskaźnikiem presji inflacyjnej – jest najwyższa od 2004 r., sięga 6 proc. Rzeczywiście jest to w dużej mierze efekt niskiej bazy odniesienia sprzed roku, który będzie wygasał. Z tego powodu w najbliższych miesiącach inflacja będzie się obniżała. Ciągle jednak będzie podwyższona. Spodziewam się, że do końca roku inflacja CPI pozostanie powyżej 4 proc., a więc powyżej górnej granicy pasma dopuszczalnych odchyleń od celu NBP (3,5 proc. – red.).
Jeszcze niedawno większość ekonomistów zgadzała się z prezesem NBP, że podwyższona inflacja jest zjawiskiem przejściowym. Obecnie przybywa prognoz, wedle których także w 2022 r. wzrost CPI nie wróci do pasma dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego.
Prawdopodobieństwo takiego scenariusza rośnie. O ile jeszcze kilka miesięcy temu czynnikiem napędzającym inflację były w dużej mierze rosnące ceny surowców oraz zmiany regulacyjne, takie jak podwyżki opłat za odbiór śmieci, o tyle obecnie widać, że presja inflacyjna ma coraz szerszy zakres. Wynika to z ożywienia gospodarczego, z łagodnej wciąż polityki pieniężnej i fiskalnej oraz z nasilających się zaburzeń w łańcuchach dostaw i wzrostu cen komponentów. W warunkach rozpędzającego się ożywienia te przejściowe czynniki proinflacyjne mogą się utrwalać. Firmy będą mogły przerzucać rosnące koszty na konsumentów. Póki co wciąż wydaje się, że 2022 r. przyniesie wyhamowanie inflacji, ale będzie ono niewielkie. Zakładam, że wzrost CPI pozostanie powyżej 3,5 proc. rok do roku.