Sporo emocji wywołały w ostatnich dniach dane, wedle których ceny w sklepach spożywczych wzrosły w lipcu średnio o niemal 12 proc. rok do roku. We wtorek zwrócił na nie uwagę na Twitterze Janusz Piechociński, były minister gospodarki i wicepremier. Ten wzrost cen był wyraźnie większy, niż wynosiła w tym okresie inflacja według GUS, co stało się źródłem spekulacji, że GUS źle ją mierzy. Czy to uprawniony wniosek?
Moim zdaniem z tych danych bardzo niewiele wynika. Nie można uśredniać zmiany cen bez przypisania poszczególnym artykułom spożywczym wag odpowiadających ich udziałowi w wydatkach. Poza tym w koszyku konsumpcyjnym każdej osoby są też usługi, a nie tylko towary, i to z jednej kategorii. Moim zdaniem te dane niewiele mówią o tym, co się dzieje z cenami w całej gospodarce.
Według GUS inflacja w lipcu wyniosła 5 proc. rocznie, najwięcej od ponad dekady. Czy nadal prawdą jest, że inflację napędzają czynniki przejściowe i niezależne od koniunktury w polskiej gospodarce?
W tym momencie nadal bardzo dużą rolę we wzroście inflacji odgrywają czynniki o charakterze przejściowym. Ale to się będzie stopniowo zmieniało, szczególnie jeśli odkotwiczą się oczekiwania inflacyjne i pojawią się efekty drugiej rundy. Wówczas przejściowy szok inflacyjny może się przerodzić w trwale podwyższoną inflację. To, czy tak się stanie, będzie zależało m.in. od tego, jak zareaguje RPP i jaka będzie sytuacja na rynku pracy. Istnieje więc duża niepewność co do tego, jaka będzie ścieżka inflacji w dalszej perspektywie.