Odkąd w 2016 roku Liga Mistrzów po raz ostatni zawitała do Polski, hymn rozgrywek wybrzmiał już w wielu nowych, często egzotycznych miejscach. Słuchali go kibice azerskiego Karabachu Agdam, duńskiego Midtjylland, tureckiego Basaksehiru Stambuł czy rosyjskiego Krasnodaru, a w najbliższym sezonie wysłuchają fani Sheriffa Tyraspol.
To pierwszy klub z Mołdawii, który awansował do Champions League. A właściwie z Naddniestrza – samozwańczej republiki nieuznawanej przez międzynarodową społeczność, walczącej przy wsparciu Rosji o pełną niezależność. Od Mołdawii oderwała się ona w 1990 roku, utworzyła własny parlament i armię, ustanowiła swoją walutę, na fladze umieściła sierp i młot. Na ulicach stoją tam pomniki Lenina, a na państwowych budynkach powiewają także flagi rosyjskie.
Przyjadą Inter i Real
Sheriff powstał w 1997 roku i szybko stał się lokalnym hegemonem. Już sezon później zespół zadebiutował w mołdawskiej ekstraklasie i sięgnął po pierwszy z dziesięciu krajowych pucharów. Od 2001 roku tylko dwa razy nie zdobył mistrzostwa. Po dekadzie starań dostał się do fazy grupowej europejskich pucharów, czterokrotnie zagrał w Lidze Europy (w sezonie 2017/2018 kosztem Legii), a teraz szykuje się na wielkie święto – mecze z Realem Madryt, Interem Mediolan i Szachtarem Donieck w Champions League.
W tak silnej grupie każdy wywalczony punkt będzie sukcesem. U Williama Hilla za każdego postawionego funta na końcowy triumf debiutanta z Mołdawii można zarobić aż tysiąc funtów.
Ale piłkarze z Tyraspolu nie przejmują się przewidywaniami bukmacherów. Robią swoje, pokonali już cztery rundy kwalifikacyjne, rozbili Dinamo Zagrzeb (3:0 w dwumeczu), z którym nie poradziła sobie Legia, wcześniej wyeliminowali również inną faworyzowaną drużynę – Crveną Zvezdę Belgrad. I chcą więcej.