Silna rewizja w górę ożywienia gospodarczego w USA, która poszła w parze z rosnącym tempem szczepień, a także wzrost rentowności na długim końcu amerykańskiej krzywej stały się jednak czynnikami, które odwróciły trwający od marca 2020 r. trend deprecjacji dolara. To zjawisko zdążyło już wybrzmieć w postaci pytań o to, czy ostatnie zmiany kursu stanowią korektę w trendzie, czy też może zmianę trendu?

Prognozowanie rynku walutowego jest wyjątkowo trudnym zadaniem, gdyż w grę wchodzi wiele czynników, których znaczenie zmienia się na przestrzeni czasu. W perspektywie długoterminowej pozycja dolara na arenie międzynarodowej nieubłaganie słabnie. Według HSBC chiński juan znajduje się już na 8. miejscu pod względem światowych obrotów i można spodziewać się jego dalszego awansu wraz z rozpychaniem się Państwa Środka w obszarze handlu. Z kolei według analiz Morgan Stanley udział chińskiej waluty w globalnych rezerwach wzrośnie do 2030 r. z obecnych 2 do 10 proc. Jak można się domyślać, rosnący w siłę juan to przede wszystkim wypieranie z obiegu waluty USA.

W przeciwieństwie do 2018 r., gdy silny dolar ciążył między innymi rynkom wschodzącym, obecnie mamy do czynienia ze środowiskiem kontynuowania luźnej polityki monetarnej przez Fed. Ubiegłotygodniowe posiedzenie FOMC potwierdziło, że szansa na ewentualne podwyżki stóp może pojawić się dopiero w 2023 r. Z kolei dług publiczny USA w efekcie walki z negatywnymi skutkami pandemii przekroczył w ubiegłym roku 130 proc. PKB. Faktem jest, że podwyżka stóp o 100 pkt baz. przy wspomnianym zadłużeniu to niemal 3,5 proc. PKB wydawanego rocznie na koszty jego obsługi. Tymczasem wydaje się, że kraje emerging markets, które widzą potrzebę podnoszenia stóp procentowych ze względu na ochronę wartości swoich walut, nie zwlekają z zacieśnianiem polityki monetarnej. Przykładem tego są Rosja, Brazylia czy Turcja, choć ostatni przykład (biorąc pod uwagę nagłe odwołanie szefa tureckiego banku centralnego) może być nieco kontrowersyjny.

O ile w ubiegłym roku kluczowym krótkoterminowym czynnikiem aprecjacji dolara była sytuacja na rynkach akcji (wzrost awersji do ryzyka powodował odwrót w stronę dolara), o tyle w chwili obecnej kluczową kwestią pozostają wspomniane na początku rentowności. W poprzednich komentarzach kilkakrotnie odnosiliśmy się do sytuacji na amerykańskim rynku długu, wskazując, że znajdujemy się obecnie w strefie, którą można określić jako „próg bólu". Przy rentownościach amerykańskich obligacji 10-letnich w okolicach 1,7 proc. możemy mówić o „drawdownie" (uwzględniając ubiegłoroczny szczyt cen) rzędu 10 proc., co dla tego rynku jest dużą wartością, historycznie z reguły kończącą spadki. ¶