– To zależy od tego, jak szybko będziemy wchodzić na poszczególne rynki. Z jednej strony chcemy wejść na jak największą liczbę ciekawych rynków, z drugiej zaś debiut na każdym rynku wiąże się z kosztami związanymi z obsługą prawną czy marketingiem. Wszystko będzie zależało od tego, jak szybko poszczególne rynki zaczną generować wyraźne przychody. Szacuję jednak, że pieniądze te powinny nam wystarczyć do końca 2018 r. – mówi Marcin Halicki, prezes Brastera. – Myślę, że wówczas sprzedaż na poszczególnych rynkach będzie wyraźna i odciąży inwestorów od konieczności finansowania bieżącego funkcjonowania firmy – dodaje. Zaznacza również, że za wcześnie jest, by stwierdzić czy będzie potrzebna kolejna emisja akcji lub obligacji. – Na koniec I kwartału przyszłego roku będziemy mogli powiedzieć więcej na ten temat. Wówczas powinniśmy mieć już podpisanych kilka umów dystrybucyjnych i będziemy wiedzieli, jakie będą koszty związane z ekspansją – mówi.

Wkróce ma zostać podpisana finalna umowa na dystrybucję w Irlandii. Sprzedaż powinna tam ruszyć jeszcze w październiku. – Obecnie rozmawiamy i negocjujemy umowy z potencjalnymi dystrybutorami na wielu rynkach. Najbardziej interesujące są dla nas Zjednoczone Emiraty Arabskie, Anglia i Holandia. W każdym z tych krajów model biznesowy będzie prawdopodobnie nieco inny. Pilotaże w Dubaju i Japonii powinny się zakończyć w tym roku. Spodziewamy się, że umowy dystrybucyjne na tych rynkach powinniśmy podpisać w I kwartale 2018 r. Liczę, że w tym roku uda nam się podpisać trzy umowy dystrybucyjne – ocenia Halicki. Zaznacza, że na rynek angielski Braster ma szansę wejść w I półroczu 2018 r. – Poważnie rozmawiamy z potencjalnym dystrybutorem. W tym tygodniu prowadzimy warsztaty mające na celu przeszkolenie pracowników tej firmy w zakresie funkcjonowania naszego systemu (służy do domowej diagnostyki raka piersi – red.). W ostatnim czasie obserwujemy duże zainteresowanie ze strony włoskich profesorów. Z tamtejszym dystrybutorem też prowadzimy rozmowy. Wejście na rynek niemiecki może być nieco trudniejsze i może zająć pół roku więcej niż np. wejście do Anglii czy Włoch –wyjaśnia prezes.