Ma on dokapitalizować Arterię kwotą minimum 10 mln zł. – Obie strony są zainteresowane tym, by do transakcji doszło – mówi Wojciech Bieńkowski, prezes Arterii.

Pieniądze są spółce potrzebne m.in. na sfinansowanie przejęć oraz na zakup reszty udziałów firmy Rigall Distribution. – W grę wchodzą trzy akwizycje. Mamy na oku call center na 300–400 stanowisk oraz dwie spółki zajmujące się archiwizacją danych. Prawdopodobieństwo pozytywnego sfinalizowania negocjacji oceniam na 50 proc. – mówi prezes. Dodaje, że rozmowy w sprawie zakupu call center ruszą po wakacjach. – Teraz mamy 450 stanowisk. Do 2011 roku chcemy mieć 900 – zapowiada prezes. Zapewnia również, że nawet jeśli spółka nie dogada się z tym call center, to ma wytypowane inne podmioty w tej branży.

Co się stanie, jeśli fundusz nie dokapitalizuje spółki? – Jesteśmy już po rozmowach z bankami. Wiemy, że dostalibyśmy gotówkę na sfinansowanie ewentualnych akwizycji – mówi prezes Bieńkowski.Przejęcia oraz rozwój organiczny mają sprawić, że w 2011 roku grupa podwoi skalę działalności. O kilka pkt proc. powiększyć ma się również rentowność netto (w ubiegłym roku wyniosła 4,1 proc.).

Na razie, mimo kryzysu, warszawska spółka poprawia wyniki. Za pierwsze półrocze mają być lepsze niż w tym okresie ubiegłego roku (58,3 mln zł przychodów ze sprzedaży i 2,1 mln zł zysku netto). Arteria czeka jednak na czwarty kwartał. – Wtedy przeważnie robimy około 50 procent wyniku. Spodziewam się, że w tym roku będzie to nawet więcej – zapowiada Wojciech Bieńkowski.

Arteria działa w kilku obszarach, m.in. w sektorze usług finansowych (spółka zależna Rigall Distribution sprzedaje produkty Citibanku), który został mocno dotknięty przez kryzys. Trudna jest też sytuacja w branży agencji reklamowych (działa w niej firma z grupy – Polymus). Zarząd Arterii podkreśla jednak, że wszystkie spółki zależne idą zgodnie z planem. – A wyniki Gallupa (call center-red.) są nawet lepsze, niż się spodziewaliśmy – mówi prezes.W piątek akcję spółki wyceniono na 17 zł, po spadku kursu o 0,6 proc.