O wczorajszej sesji najlepiej zapomnieć. Była po prostu nudna, na rynku nic się nie działo (zmienność na najbardziej płynnej serii kontraktów wyniosła zaledwie 13 pkt.) i w związku z tym nie nastąpiły żadne zmiany w średnioterminowym obrazie rynku. W dalszym ciągu pozostajemy w trwającym od dwóch tygodni trendzie horyzontalnym, który z dołu ograniczany jest przez poziom 1210 pkt., a z góry przez szczyt z ostatniego poniedziałku na poziomie 1265 pkt. Dopóki jeden z tych poziomów nie zostanie pokonany, trudno mówić, iż cokolwiek się stało. Uważam, iż w najbliższych dniach bardziej możliwe jest zbliżenie się do dolnego ograniczenia opisywanego obszaru. Dlaczego? Po pierwsze, korekta ostatniej fali wzrostowej jest konieczna i biorąc pod uwagę historyczne notowania spokojnie można sobie wyobrazić, iż nastąpi to przed przerwą świąteczną. Po drugie, kontrakty ugrzęzły obecnie pod poziomem oporu, który jest wyznaczany przez 61,8-proc. zniesienie całej fali spadkowej rozpoczętej w maju oraz lukę bessy z końca sierpnia i nie mogą znaleźć sposobu na jego pokonanie. Dodatkowo, na możliwość korekty wskazują zachowanie głównych wskaźników technicznych oraz pogarszające się nastroje na świecie, gdzie inwestorzy ponownie przywiązują największą wagę do negatywnych informacji ze spółek. Takie zachowanie, szczególnie za oceanem, jest odpowiednie dla fal spadkowych i chyba z początkiem korekty wzrostów mamy właśnie do czynienia na świecie. Jeżeli za granicą obecny trend będzie kontynuowany, nasz rynek mu się nie oprze i poziom 1210 pkt. nie wytrzyma. Wtedy czeka nas ruch powrotny w stronę przełamanej głównej linii trendu spadkowego na wykresie w skali logarytmicznej, która znajduje się obecnie na poziomie 1185 pkt.