Na wczorajszym otwarciu warszawskiego centrum handlowego Złote Tarasy zorganizowano niesamowitą fetę. Byli przedstawiciele firm uczestniczących w budowie, władze miasta i mnóstwo innych zaproszonych gości. Wstęgę przecięła Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Wszystko pięknie. Świętowano, bo było co świętować. W końcu zakończyła się jedna z ostatnio największych inwestycji budowlanych w stolicy. Klienci pewnie też będą zadowoleni, bo mają nowe, o najwyższym standardzie, miejsce do wydawania pieniędzy.
Szkoda tylko, że przy wielu wzajemnych podziękowaniach nie wyjaśniono kilku ważnych kwestii. Po pierwsze, dlaczego Złote Tarasy zostały oddane dopiero teraz, choć początkowo planowano otwarcie na drugą połowę 2005 r. Po drugie, dlaczego koszty inwestycji wyniosły pół miliarda euro, a nie - jak wcześniej zakładano - 400 mln euro. Kto zapłaci za te dodatkowe wydatki i kto na tym stracił?
Z pewnością niektóre spółki giełdowe. Dla przykładu, Softbank Serwis, wchodzący w skład grupy Asseco Poland, w III kwartale 2006 r. musiał zawiązać 8 mln zł rezerwy na realizację kontraktu okablowania Złotych Tarasów. Pewnie są i inne. Stratni są także najemcy, czyli firmy otwierające sklepy w centrum handlowym. Wydali pieniądze na urządzenie sklepów, zakupili towar. A potem co? Musieli czekać.
Choć Złote Tarasy są wyjątkowym centrum ze względu choćby na swoją architekturę, to jednak pozostaje pewien niesmak. W branży szybko nie zapomną, że ta, albo tamta, firma uczestniczyła w projekcie, który został spóźniony o ponad rok.