W najbliższych dniach rozstrzygną się losy ponad 40 mln akcji (7 proc.) koncernu energetycznego CEZ, które czeski rząd chce sprzedać, aby mieć pieniądze na sfinansowanie budowy nowych dróg. Ostateczną decyzję o sprzedaży papierów ma podjąć niebawem gabinet Mirka Topolanka. I choć opozycja protestuje - mówi, że "nie wolno dzielić CEZ-u z powodu dziur w asfalcie", wszystko wskazuje na to, że czeski rząd powie "tak" kolejnemu etapowi prywatyzacji koncernu. Otwartą kwestią pozostaje jednak to, w jaki sposób sprzedaż ma być przeprowadzona.
Przypomnijmy, że jednym z rozważanych przez czeskie władze wariantów dalszej prywatyzacji było odkupienie 7 proc. akcji przez CEZ w celu umorzenia. - CEZ rozważa, czy nie wykorzystać nadarzającego się sposobu do dokonania buy backu - potwierdził to wczoraj w rozmowie z "Parkietem" rzecznik koncernu Ladislav Kríz. Dodał, że taką decyzję musi podjąć walne zgromadzenie spółki. Największym akcjonariuszem CEZ-u jest teraz czeski rząd (ma 67,61 proc. akcji).
L. Kríz nie odpowiedział na nasze pytanie, czy zarząd CEZ-u jest zwolennikiem tego, by kolejny etap prywatyzacji spółki odbywał się również poprzez polską giełdę. Chciałby tego natomiast Ludwik Sobolewski, prezes GPW, który jednak nie odpowiedział nam wczoraj, czy będzie za tym lobbował.
Na ofercie akcji CEZ-u na naszym rynku zależy też polskim inwestorom. - Powinno także zarządowi CEZ-u - twierdzi Paweł Puchalski, analityk z DM BZ WBK. - Dziś CEZ utrzymywany jest w WIG20 arbitralną decyzją zarządu giełdy, ale gdyby brać pod uwagę jego free float, to miałby zapewne kłopot z pozostaniem w składzie indeksu. Wprowadzenie kolejnych akcji na nasz parkiet pomogłoby mu w naturalnym utrzymaniu się w WIG20, na czym, jak można się domyślać, zarządowi spółki powinno zależeć - uzasadnia.
Choć przed podjęciem ostatecznej decyzji o sprzedaży akcji CEZ-u trudno mówić o harmonogramie prywatyzacji, już dziś wiadomo, że czeski rząd musi mieć 35 mld koron najpóźniej w III kwartale tego roku. Dlatego oferty spodziewać się można w połowie roku.