Ten Sejm nie zdąży już uchwalić ustawy o emeryturach pomostowych. Jej projekt bowiem nie trafił na listę spraw, które trzeba załatwić jak najpilniej. Decyzja ta będzie kosztować budżet 15 mld zł. Takie szacunki przedstawił Rafał Baniak z Konfederacji Pracodawców Polskich. Jednak faktyczne koszty mogą być nawet wyższe. Ministerstwo pracy bowiem już dwa lata temu szacowało, że jeden rok opóźnienia we wprowadzeniu "pomostówek" kosztuje budżet 15 mld zł. - Niezajęcie się emeryturami pomostowymi prawdopodobnie przedłuży o rok funkcjonowanie przepisów o wcześniejszych emeryturach - mówi Małgorzata Krzysztoszek, ekspert Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". Konfederacja szacuje, że w tym czasie z uprawnienia do wcześniejszej emerytury skorzysta ok. 80 tys. osób. - Z naszych danych wynika, że przesunięcie o rok reformy emerytalnej to w pierwszym roku koszt dla państwa rzędu 900 mln zł, a w dwóch kolejnych - odpowiednio 1,6 mld i 1,7 mld - mówi Paweł Wypych, prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
Czasu było wiele
- Czasu na przygotowanie reformy było dużo - mówi Rafał Baniak, ekspert Konfederacji Pracodawców Polskich. - Na razie nie mamy nic. Nie wiemy, jakie zawody będą uprawnione do skorzystania z emerytur pomostowych, ilu pracowników będą one obejmować - dodaje. Ekspert podkreśla, że nie powstał nawet protokół rozbieżności, który obrazuje, co w ogóle jest kwestią sporną.
O tym, że w końcu musimy zdecydować się na prawdziwą reformę emerytalną, przekonuje Robert Gwiazdowski, były przewodniczący rady nadzorczej ZUS. - Zwiększająca się liczba emerytów powoduje, że będzie musiała wzrosnąć składka na ubezpieczenie emerytalne - mówi.
Jego zdaniem, skutek będzie taki, że pracownicy będą uciekać w szarą strefę, a więc z jednej strony przepadną składki, które miały trafić do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z drugiej natomiast podatki ściągane z pracowników nie trafią do budżetu. - Nie mamy także gwarancji, czy przyszły rząd zajmie się reformą ani jak będzie ona wyglądała i kto na niej skorzysta - dodaje. Gwiazdowski uważa również, że bez znaczącego zmniejszenia wydatków na emerytury poważne reformy podatkowe są w Polsce niemożliwe. Bo właśnie budżetowe dopłaty do świadczeń determinują wydatki państwa.