London Stock Exchange, przynajmniej na chwilę obecną, wydaje się poza zasięgiem chcących ją przejąć zagranicznych rywali, przede wszystkim dzięki zdecydowaniu swojej dyrektor generalnej Clary
Furse. Nasdaq, amerykański rywal londyńskiej giełdy, stał się ostatnim podmiotem, który musiał przyznać się do porażki. Odpowiedź Furse zawsze pozostaje taka sama: LSE powinna być postrzegana
jako klejnot koronny światowego rynku kapitałowego i żadna
oferta przejęcia nie jest wystarczająco dobra. W sercu City, skryta
w cieniu katedry św. Pawła, giełda londyńska jeszcze nigdy nie była w lepszej kondycji. Przyciąga coraz więcej spółek, z szybko rosnących zakątków globu. Potrzebują one usług finansowych świadczonych przez City, co pobudza całą gospodarkę. Ale mimo prowadzenia biznesu o strategicznym znaczeniu dla całej Wielkiej Brytanii, Furse i jej rada nadzorcza raczej nigdy nie mieli wsparcia ze strony elit z City. Los giełdy leży w rękach zastępów amerykańskich funduszy hedgingowych, starających się o błyskawiczny zarobek na transakcjach przejęć. To przed tymi ludźmi Furse teraz odpowiada. Ku zdziwieniu ich samych, kiedyś jej zagorzałych przeciwników, zdołała ich przekonać do swojej strategii bronienia się przed przejęciem.