Czy się to podoba przedstawicielom amerykańskich władz monetarnych, czy nie, ostatnie lata pokazują, że w sytuacjach kryzysowych Fed nie umywał rąk od działania, lecz starał się zapewnić inwestorom miękkie lądowanie. Robił to na tyle skutecznie i często, że gdy tylko nastąpiły zawirowania na rynku kredytowym, oczy świata finansów skierowały się w kierunku szefa Rezerwy Federalnej. Liczono przy tym na powtórkę scenariusza z 1998 roku, gdy po nasileniu się kryzysu rosyjskiego obniżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych ponownie ożywiły rynki finansowe. A raczej nie tylko ożywiły, lecz wręcz położyły fundamenty pod kolejny okres boomu, który pozwolił indeksom giełdowym osiągnąć nowe szczyty.

Właśnie te rynkowe nadzieje na zbawczą moc obniżek stóp stanowią najlepszy dowód, że w sytuacji zagrożenia na znaczeniu zyskują czynniki psychologiczne, a nie racjonalne argumenty. W końcu poziom stóp procentowych nie jest i nie był przyczyną kryzysu kredytowego i choćby dlatego obniżka ceny kredytu sama w sobie nie może rozwiązać istniejących problemów. Co najwyżej może złagodzić istniejące napięcia i pomóc w wyjściu z kryzysu, ale z pewnością nie zlikwiduje problemów płynnościowych. Ten fakt jednak nie ma większego znaczenia dla rynków finansowych, gdyż część inwestorów po prostu ślepo wierzy w skuteczność obniżek stóp. Zresztą ten mechanizm działa podobnie do linii lotniczych. Pasażerowie jumbo jeta czują się spokojniejsi, wiedząc, że pod siedzeniem spoczywa kamizelka ratunkowa. Nikt się jednak nie zastanawia, jakie są szanse, by w przypadku awarii samolot odrzutowy mógł wylądować na wodzie, a pasażerowie mogli wykorzystać kamizelki. Podobnie rynki finansowe nie zastanawiają się, czy obniżki stóp procentowych będą skuteczne, lecz milcząco zakładają, że gotowość Fedu do działania zapewnia im bezpieczeństwo.

Z tego względu trudno uznać za zaskakujący fakt, że obniżka stóp o pół punktu procentowego, na jaką Fed zdecydował się we wrześniu, popchnęła giełdy w górę. Niemniej sytuacja jest poważniejsza, niż mogłoby się wydawać, spoglądając wyłącznie na rosnące indeksy giełdowe. Paradoksalnie, najlepszym dowodem na powagę sytuacji są działania samych banków centralnych.

Władze monetarne doskonale zdają sobie sprawę, że zapewniając inwestorom miękkie lądowanie w sytuacji kryzysowej, mogą pogorszyć całą sytuację. Uczestnicy rynków finansowych mają bowiem świadomość, że w trudnej sytuacji ktoś poda im pomocną dłoń, ale przez to stają się bardziej skłonni do podejmowania ryzykownych decyzji inwestycyjnych. Zresztą zjawisko to nie jest szczególnie nowe, gdyż już od dawna specjaliści od ubezpieczeń i ekonomiści nazywają je pokusą nadużycia (moral hazard). W ostatnich tygodniach trwającego kryzysu kredytowego wiele banków centralnych (w tym również polska RPP) deklarowało, że chce uniknąć tego typu zagrożeń. Tak też zrobił Bank Anglii, którego szef wyraźnie zapowiedział, że nie zamierza ratować inwestorów, którzy podjęli błędne decyzje inwestycyjne. Ponieważ, jak wiadomo u bankiera centralnego wiarygodność to rzecz święta, nikt w te zapewnienia nie wątpił. Problem polega na tym, że wkrótce okazało się jednak, że Bank Anglii - pomimo wcześniejszych deklaracji - postanowił uratować jeden z brytyjskich banków działających w sektorze kredytów hipotecznych. Jest to chyba najlepszy dowód, pokazujący, że w Wielkiej Brytanii (podobnie jak w innych krajach rozwiniętych) sytuacja jest bardzo poważna. W końcu żaden bank centralny nie ryzykowałby utraty zaufania, gdyby informacje, do których miał dostęp, nie okazały się naprawdę niepokojące. Dlatego pomimo obniżek stóp w Stanach chyba jest zbyt wcześnie, by dać się ponieść optymizmowi. Oczywiście, obniżki mogą zamortyzować efekty kryzysu, choćby dlatego, że przy niższych stopach procentowych amerykańscy kredytobiorcy będą mieli mniejsze trudności ze spłatą pożyczek. Niemniej niższe stopy z pewnością nie rozwiążą szybko wielu problemów strukturalnych, gdyż do takich zmian potrzeba przede wszystkim czasu. Dlatego kryzys kredytowy może trwać jeszcze przynajmniej kilka miesięcy, a w tym czasie inwestorów może czekać kilka nieprzyjemnych niespodzianek.

starszy ekonomista, Citi Handlowy