Bóg jest miłosierny, a jego dobroć nie zna granic. Nie mieli co do tego wątpliwości uciekający z egipskiej niewoli Izraelici, gdy wody Morza Czerwonego rozstąpiły się przed nimi. Pytanie jednak, co powiedzieliby na ten temat Egipcjanie, których pochłonęły fale.
Bajka Leszka Kołakowskiego przyszła mi na myśl na wspomnienie sierpniowej korekty (?) na rynkach finansowych i na widok tego, co dziś dzieje się na rynkach.
W sierpniu płynął zewsząd głos proroków, wołających donośnym głosem: promocja, okazja i wyprzedaż. W niezgłębionej swej dobroci oferowali nam oni miłosiernie udział w pewnych i sowitych zyskach. Czasem zresztą wciąż oferują. Trudno się było oprzeć nawoływaniu dobiegającemu z banków sprzedających jednostki funduszy, z firm pośrednictwa finansowego, z TFI i domów maklerskich.
Prorocy i wspierający ich licznie eksperci mieli rację. A jeśli nie - będą ją mieć za kilka, kilkanaście tygodni, miesięcy lub lat. Już dziś przytakną im ci, którzy wówczas kupowali instrumenty finansowe, a sprzedawali kilka tygodni później, gdy indeksy giełdowe biły kolejne rekordy. Pytanie jednak, co sądzą na ten temat ci, którzy kupowali w innym terminie - a choćby i w sierpniowym dołku - ale sprzedają dziś.
Sytuacja na rynkach była wówczas tematem dnia, a nawet kilku dni (choć niekoniecznie u nas - przecież zbliżały się wybory). Wszyscy czuli się w obowiązku poinformować, że indeksy giełdowe spadły o kilka procent. Niespodziewanie, gwałtownie i dramatycznie. To robi przecież wrażenie.