Co uważa Pan za największe osiągnięcie zespołu do spraw kontroli prywatyzacji?
Najwięcej satysfakcji daje mi nie przekładanie papierów, ale to, co udało się osiągnąć w wymiarze finansowym: odzyskaliśmy prawie 100 mln złotych od dłużników prywatyzacyjnych. Nadal jest dużo do zrobienia, około 700 inwestorów nie spieszy się ze spłacaniem zaległości wobec państwa. A odsetki rosną.
W jaki sposób odzyskaliście te pieniądze? Przecież przedtem też były prowadzone działania w tej sprawie.
Wierzyciel może odzyskać pieniądze tylko wtedy, kiedy jest naprawdę aktywny. Najlepsze w pracy zespołu było to, że nie zajmowaliśmy się tylko "rozliczaniem". Chodziliśmy i pytaliśmy o konkrety. Jeżeli były wyroki zasądzające, to sprawdzaliśmy, jak toczy się ich egzekucja, dlaczego nic nie dzieje się w tej czy innej sprawie. Wiele razy inicjowaliśmy działania, wynikiem których było kierowanie przez resort skarbu próśb do Ministerstwa Sprawiedliwości o objęcie jakiejś sprawy szczególnym nadzorem, gdy z niewiadomych powodów toczyła się ona opieszale.
Inicjowaliśmy działania, w których wyniku urzędnicy byli rozliczani z tego, że pewne sprawy "nie szły". Pytaliśmy, dlaczego nie podejmowano odpowiednich środków odwoławczych. Wynikiem tych działań było również to, że kilka osób straciło pracę, głównie pracowników delegatur MSP. Myślę, że dobrze byłoby w niektórych przypadkach poprowadzić postępowania dyscyplinarne w sprawie ewidentnych zaniedbań.