Gotówka w cenie, akcje w niełasce, banki centralne w rozterce

Znów w górę idą stawki na rynku międzybankowym. To nietypowa sytuacja, gdyż w największych gospodarkach częściej niż o podwyżkach stóp procentowych mówi się o ich zmniejszeniu. To może mieć negatywny wpływ na giełdy

Publikacja: 28.11.2007 06:35

Stawki na rynku międzybankowym, po jakich pożyczają sobie nawzajem te instytucje pieniądze, zwiększyły się w ostatnich dniach dla dolara z 4,87 proc. do 5,04 proc. Dla funta brytyjskiego podskoczyły z 4,27 proc. do 6,53 proc. Natomiast w euro z 4,57 proc. do 4,72 proc. Systematycznie w górę idą również odnośnie do złotego, ale w naszym przypadku sprawa jest w dużym stopniu powiązana z perspektywą podwyżek stóp procentowych. Kolejna z nich nastąpi zapewne już dziś, kiedy RPP podniesie koszt pieniądza do 5 proc. W trakcie cyklu zaostrzania polityki monetarnej naturalne jest to, że stawki na rynku międzybankowym są wyższe od głównej stopy procentowej.

Natomiast gdy zagrożenia ostrzejszym kursem władz pieniężnych nie ma, taka sytuacja stanowi zazwyczaj odzwierciedlenie niekorzystnych zjawisk zachodzących na rynku.

Gotówka w cenie

Zachowanie rynku międzybankowego jest związane z powrotem w ostatnich dniach zainteresowania problemami amerykańskiego rynku kredytów hipotecznych podwyższonego ryzyka (subprime). Chodzi zarówno o narastające straty banków wynikające ze spadku wartości papierów wartościowych powiązanych z kredytami hipotecznymi, jak i kłopoty funduszy inwestycyjnych czy innych podmiotów zajmujących się lokowaniem na rynkach długu.

We wtorek niepokój spotęgował brytyjski HSBC. Aby uniknąć wyprzedawania aktywów po zaniżonych cenach przez dwie swoje firmy, pożyczające pieniądze na rynku dłużnych papierów komercyjnych, zabezpieczonych aktywami i lokujących je w długu o długich terminach zapadalności (tzw. Structured Investment Vehicles), przejął te aktywa od nich. Cała operacja miała wartość 45 mld USD. To pobudziło obawy, że również inne banki mogą mieć ten sam problem.

Wartość aktywów SIV szacuje się na 320 mld USD. Jednocześnie trwają prace nad stworzeniem SuperSIV, czyli funduszu, który mógłby przeciwdziałać problemowi wymuszonej podaży aktywów, powodującej dodatkową presję na spadek ich cen i w konsekwencji potęgującej obecne kłopoty.

W takiej niepewnej sytuacji banki nie są skłonne pożyczać sobie nawzajem pieniędzy. To prowadzi do wzrostu ich kosztu na rynku. Powoduje równocześnie presję na banki centralne, by obniżały stopy procentowe, gdyż to generalnie cena pieniądza na rynku wyznacza koszt kredytowania.

Niechęć do ryzyka

Narastająca niepewność co do konsekwencji załamania się amerykańskiego rynku nieruchomości i w efekcie losów światowej gospodarki skutkuje mniejszą skłonnością do bardziej ryzykownego inwestowania. Trudniej jest więc również pozyskiwać kapitał w inny sposób niż na rynku międzybankowym, na przykład emitując papiery komercyjne. W ostatnich miesiącach stało się to drogą metodą uzyskiwania środków finansowych.

Trudniejszy dostęp do pieniądza, związany z niechęcią do lokowania w bardziej ryzykownych aktywach, to zły sygnał dla rynków wschodzących. To one w takich momentach stają się najbardziej podatne na spadek. Bardziej zrozumiała jest w tym kontekście słabość giełd z emerging markets, choć ich bezpośrednio na razie nie dotykają problemy rynku hipotecznego w USA.

To tłumaczy również, dlaczego mimo silnego spadku w ostatnich tygodniach rentowności obligacji amerykańskich i innych państw rozwiniętych tą samą drogą nie podążają papiery skarbowe z rynków wschodzących. Konsekwencją tej polaryzacji zachowań było osiągnięcie przez indeks obrazujący premię przy inwestowaniu w obligacje z emerging markets najwyższego poziomu od ponad dwóch lat.

Banki centralne

zaniepokojone

Rozwój sytuacji na rynkach finansowych jest powodem dużego zaniepokojenia ze strony banków centralnych. Wzrost stawek na rynku międzybankowym skłania do przeciwdziałania mu obniżkami stóp procentowych. Jednak przy utrzymującej się presji inflacyjnej takie działanie niesie ze sobą ryzyko, że wzrost cen wymknie się spod kontroli.To, że sytuacja jest poważna, potwierdza gotowość Rezerwy Federalnej do pomocy w razie wystąpienia braku pieniądza na rynku. Pierwsza tego typu operacja ma mieć miejsce 28 listopada i opiewać na 8 mld USD. Na podobne działania przygotowany jest również Europejski Bank Centralny. Z jednej strony daje to inwestorom czas na uniknięcie kłopotów, z drugiej wskazuje na nieskuteczność wcześniej podejmowanych działań, głównie w Ameryce, mających doprowadzić do "normalności" sytuację na rynku międzybankowym. Temu miała służyć najpierw obniżka w połowie sierpnia stopy dyskontowej, która wyznacza koszt finansowania banków przez Fed, a potem kolejne cięcia wszystkich stóp procentowych. W tym celu banki centralne już wcześniej pompowały pieniądze do systemu bankowego.

Negatywne konsekwencje

Niestabilność na rynku międzybankowym jest większym problemem tym bardziej, że również inne rynki finansowe cechuje duża zmienność. Na zagrożenia z tym związane wskazywali ostatnio przedstawiciele szwajcarskiego banku centralnego. Chodzi w dużym stopniu o sytuację na giełdach akcji, które podlegają od wakacji niespotykanym w ostatnich latach wahaniom. Jednak dotyczy to również silnie spadającego dolara, zyskujących na dużą skalę obligacji czy rekordowo drogiej ropy naftowej.

To wszystko tworzy trudniejsze warunki do inwestowania. Coraz częściej słyszymy o kłopotach funduszy inwestycyjnych. Notują straty nawet fundusze pieniężne, czyli najbezpieczniejsze podmioty. W okresie niskich stóp procentowych angażowały się w instrumenty powiązane z rynkiem kredytowym, by zwiększyć uzyskiwane wtedy stopy zwrotu. Teraz ponoszą tego koszty. W efekcie pogarszają się nastroje inwestorów, którym coraz trudniej uzyskać zadowalające stopy zwrotu. W listopadzie indeks ich optymizmu, opracowywany przez UBS i Gallupa, spadł w USA do najniższego poziomu od dwóch lat. Podobnie jest z nastawieniem konsumentów. Podany wczoraj wskaźnik zaufania okazał się znacznie niższy od prognozowanego i osiągnął najniższy poziom od dwóch lat. Zauważalny jest więc coraz bardziej niekorzystny splot czynników - droga ropa zwiększa presję inflacyjną. Ta zaś utrudnia działanie bankom centralnym, gdyby chciały pomóc gospodarkom i rynkom finansowym. Jednocześnie większe ryzyko związane z przyznawaniem kredytów i wyższe koszty pieniądza skłaniają banki do prowadzenia bardziej restrykcyjnej polityki. To zaś przekłada się na kondycję konsumentów.

Warszawska giełda

w dalszym ciągu

w defensywie

Dwie pierwsze sesje tego tygodnia są dużym rozczarowaniem dla inwestorów. Po optymizmie, jaki zagościł na parkiecie w ostatnich dniach poprzedniego tygodnia, nie ma już śladu.

Indeks WIG stracił wczoraj 1,5 proc. i zakończył dzień na poziomie 54 575 pkt. Spadł nieznacznie poniżej zamknięcia z minionej środy, kiedy to miał najniższą wartość od marca 2007 r. O ile jednak wcześniej w dół naszą giełdę ciągnęły mniejsze spółki, o tyle teraz słabość zaczynają coraz bardziej wykazywać walory blue chips. Ceny akcji KGHM i Pekao poszły wczoraj w dół po około 3,6 proc., po ponad 2 proc. straciły PKO BP oraz BRE. Najsłabszym indeksem był WIG-Banki, który zniżkował o 1,7 proc. Pierwszy raz od 11 września spadł poniżej 8 tys. pkt.

Jednocześnie znalazł się poniżej 12-miesięcznej średniej kroczącej. Stało się tak po raz pierwszy od ponad trzech lat. To przestrzega, że mamy do czynienia nie tylko z lokalnym przesileniem, ale trwalszym odwracaniem się koniunktury w tym sektorze rynku.

Zachowanie kursu w stosunku do 12-miesięcznej średniej w dobry sposób obrazuje, jak się ma obecna zniżka do poprzedzającego ją ruchu w górę. Kupując akcje banków po średniej cenie z minionych 12 miesięcy, przestaliśmy wczoraj na nich zarabiać.

Na nastawienie do banków wpływa przede wszystkim ich zła passa na świecie. To tworzy niekorzystny klimat wokół całego sektora. Równocześnie jednak wyzwaniem dla naszych instytucji jest trwający cykl podwyżek stóp procentowych oraz sytuacja na światowych rynkach, na których banki coraz mniej chętnie pożyczają sobie nawzajem pieniądze. To podnosi koszty pozyskiwania środków na akcję kredytową i w efekcie musi przekładać się na koszty obsługi zadłużenia. Przy wyższej cenie kredytów maleje na nie popyt, co budzi obawy o przyszłe wyniki banków.

Na trudności z pozyskiwaniem środków za granicą wskazywał przy okazji prezentacji wyników za III kwartał wiceprezes PKO BP Robert Działak. Mówił, że rosnące ryzyko niewypłacalności klientów i sytuacja na rynkach zagranicznych zaowocuje podniesieniem przez bank marży na kredytach hipotecznych.

Słabość tego sektora na naszym parkiecie stanowi wyzwanie ze względu na duży udział banków w indeksach i związany z tym wpływ na ogólną koniunkturę giełdową. Pocieszająca w trakcie wczorajszej sesji była jedynie niewielka aktywność inwestorów.

Historia naszej giełdy pokazuje, że okres podwyżek stóp procentowych nie był korzystny dla walorów banków. W lipcu i sierpniu 2004 r., kiedy poprzednim razem RPP podnosiła stopy procentowe, WIG-Banki wypadał wyraźnie słabiej od reszty rynku (spadł w tym czasie o 3,6 proc., podczas gdy WIG zyskał 1,2 proc.). Tym razem, mimo rozpoczętego cyklu podwyżek kosztów pieniądza, branża wykazywała dotąd dużą siłę, co można było tłumaczyć jedynie bardzo dobrymi osiągnięciami w III kwartale.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy