Co mnie zastanawia

Nie ulega wątpliwości, iż sytuacja gospodarcza uległa w ostatnim czasie wyraźnemu pogorszeniu. Dotyczy to również spółek giełdowych. Dowodów na potwierdzenie tej tezy nie brakuje. Zresztą wahania wyników, a nawet kryzysy nie omijają nawet najlepszych firm. Każdy musi się z tym liczyć - myślę tu zarówno o menedżerach, jak i akcjonariuszach. Ważne jest jednak, jak spółki radzą sobie w takich sytuacjach, jak postępują ich zarządy, na które spada odpowiedzialność za wyprowadzenie firmy z zapaści, niezależnie od przyczyn, jakie ją spowodowały.Dowiadując się o realizowanej już i planowanej fali zwolnień pracowników w wielu giełdowych spółkach, uzyskujemy kolejne potwierdzenie początkowej tezy, jeśli zaś dodamy do tego zjawisko u nas całkowicie do tej pory nieznane, czyli serię odwołań prezesów firm i to bynajmniej nie ze względu na wiek czy stan zdrowia, lecz w związku z wynikami kierowanych przez nich firm, nawet najwięksi optymiści nie ośmielą się powiedzieć, że jest dobrze. Mówienie, że to nie nasza wina, że kryzys rosyjski, marna pogoda, restrykcje ze strony zagranicy itp. jest tylko mydleniem oczu, szukaniem alibi i pretekstu, by "wziąć na przeczekanie".Na przeczekanie mogą "wziąć" jednak tylko zarządy firm, o ile nie odwołają ich właściciele, płacąc zresztą na ogół niezłe odprawy, w takiej wysokości, że zdymisjonowany delikwent nie musi martwić się o dalszy przebieg zawodowej kariery, a także zastanawiać się nad wyborem wariantu świadczeń emerytalnych.W nieco innej sytuacji znajdują się trzy pozostałe grupy zainteresowanych funkcjonowaniem firmy. A więc jej właściciele (czyli akcjonariusze), których zyski maleją, całkowicie znikają lub, co gorsza, przed kwotami z wieloma zerami pojawia się znak minus. Dalej mamy pracowników, którzy tracą posady, choć nie ponoszą często żadnej winy za złe wyniki firmy. W ich przypadku odprawy starczają zaledwie na kilka miesięcy pokrywania kosztów utrzymania. I wreszcie dochodzimy do wierzycieli (sami sobie winni), którzy tracą pieniądze - w najlepszym razie sporą ich część (vide Espebepe, Universal, Swarzędz).Wychodzi więc na to, że zarządy tracą najmniej lub wcale. Restrukturyzacja przedsiębiorstwa - ta prawdziwa, a nie hasłowa, to proces trudny i kosztowny, wymagający wielkich wyrzeczeń, trudnych decyzji, ogromnego autorytetu zarządów, czasem pomocy rządowej. Od tego zależy jej powodzenie. W tym miejscu przychodzi mi na myśl przykład jak ulał pasujący do naszej sytuacji, którego głównym bohaterem jest jeden z "kultowych" amerykańskich menedżerów Lee Iacocca. Po ponad trzydziestu latach pracy w Ford Motor Company, w tym ośmiu na stanowisku prezesa, został on z dnia na dzień bez podania przyczyn wyrzucony z pracy przez Henry'ego Forda. W kilka miesięcy potem został prezesem zagrożonego bankructwem Chryslera (1978 r.). Oczywiście, musiał dokonać ogromnych zmian w tej firmie, zwolnić wiele tysięcy osób, dokonać redukcji płac, uzyskać redukcję zadłużenia, pozyskać nowych wierzycieli. Udało mu się nawet uzyskać od Kongresu Stanów Zjednoczonych, kraju - symbolu rynku i wolnej konkurencji - gwarancje kredytowe na setki milionów dolarów.Dokonał wielkiego dzieła - Chrysler przetrwał kryzys, o którym dziś już nikt nie pamięta, a ostatnio był partnerem największej w dziejach przemysłu motoryzacyjnego fuzji z Daimler Benz. Oto cytat z autobiografii Iacocci, który, moim zdaniem, wyjaśnia przyczyny tego sukcesu: "W wojnie o ocalenie Chryslera byłem generałem. Z pewnością jednak nie walczyłem samotnie. Najbardziej jestem dumny z koalicji, jaką udało mi się stworzyć. Zacząłem od zredukowania moich poborów do 1 dolara rocznie. Jako człowiek grający główną rolę, musiałem dać przykład do naśladowania. Nie chciałem wcale zostać męczennikiem. Wyznaczyłem sobie takie pobory, gdyż musiałem stanąć w szranki. Zrobiłem to, aby móc spojrzeć w oczy przewodniczącemu związku zawodowego i powiedzieć: Oto czego oczekuję od was, chłopcy. W takiej sytuacji nie mógł mi przecież odpowiedzieć: Ty synu, a jakieś ty poniósł ofiary?"Co nasi menedżerowie robią, by nie usłyszeć podobnego pytania od inwestorów, wierzycieli i pracowników. Iacocca - nie znam, nie słyszałem... 1 dolar rocznie? To chyba jakiś czubek.

ROMAN PRZASNYSKI