Co mnie zastanawia

Do niełatwych kalkulacji, związanych z wyborem funduszu emerytalnego, doszedł ostatnio jeszcze jeden element - wysokość opłat i prowizji pobieranych od klientów. Najnowsze wieści nie są jednak zbyt optymistyczne. Okazuje się, że fundusze za gospodarowanie naszymi pieniędzmi zażyczą sobie minimum 10% prowizji. Opłata ta wydaje się, mówiąc oględnie, niemała, biorąc pod uwagę choćby koszty zarządzania, jakimi obciążają nas fundusze inwestycyjne.Wielkimi krokami zbliża się termin rozpoczęcia akcji promocyjnej i akwizycyjnej funduszy emerytalnych. Akwizytorzy będą namawiać nas do przystąpienia do konkretnych funduszy. Ciekaw jestem, jakich argumentów będą używać. A przede wszystkim, czy będą nam mówić, jaką część składki dany fundusz zabierze nam w formie wynagrodzenia za swoje usługi. Moim zdaniem, jest to jedna z bardziej istotnych informacji, na jakie powinniśmy zwracać uwagę przy dokonywaniu wyboru. I najbardziej konkretna. Wszak żaden z funduszy nie jest w stanie określić oferowanej swoim klientom stopy zwrotu, nie mówiąc o docelowej wysokości wypłacanej emerytury. Brak jest również racjonalnych podstaw do podjęcia decyzji o tym, czy przystąpić do funduszu emerytalnego, czy też pozostać przy tradycyjnym (nieco znowelizowanym) systemie ZUS-owski w przypadku osób, które mają taką możliwość.Ujawniane ostatnio informacje o wysokości prowizji, które mają być pobierane przez fundusze emerytalne od osób przekazujących im swoje pieniądze w nadziei na uzyskanie godziwej emerytury, mogą budzić tzw. mieszane uczucia. Według dostępnych danych, najniższa prowizja pobierana przez fundusz w pierwszych dwóch latach ma wynosić 10% składki wpłacanej przez klienta.Biorąc pod uwagę opłaty pobierane przez fundusze powiernicze (inwestycyjne) oraz zarządzających papierami wartościowymi na zlecenia, stawka, której żądają fundusze emerytalne, wydaje się nieco wygórowana. Oczywiście, każdy inwestor powierzający swoje pieniądze wyspecjalizowanym instytucjom finansowym musi liczyć się z tym, że nie jest to usługa tania. Fundusze emerytalne również nie są organizacjami charytatywnymi. Jednak wysokość ponoszonych opłat ma zwykle związek z osiąganymi wynikami. Tych zaś w przypadku funduszy emerytalnych nie da się w najbliższym czasie określić.Wszystko wskazuje więc na to, że fundusze emerytalne kalkulują wysokość opłat pobieranych od klientów w oparciu o szacowane przez siebie koszty działania. Takie podejście jest jednak mocno kontrowersyjne z kilku względów. Po pierwsze, fundusze deklarują koncentrowanie się na najbardziej bezpiecznych lokatach, to zaś nie wymaga stosowania zbyt wyrafinowanych strategii inwestycyjnych. Po drugie, rozwiązania ustawowe nie motywują funduszy do podejmowania działań zmierzających do osiągania wysokiej stopy zwrotu oraz zawężają dość znacznie możliwości inwestycyjne. W tych warunkach wysiłek zarządzających może dać bardzo ograniczone efekty przy niewspółmiernie wysokich kosztach.Wreszcie należy zwrócić uwagę na to, że przyjęcie kosztów działania, jako zasadniczej podstawy kalkulacji ceny usługi, w warunkach mocno ograniczonej konkurencji nie sprzyja efektywności działania i powoduje często nadmierne obciążanie klientów. W przypadku funduszy emerytalnych dodatkowym czynnikiem jest fakt, że spora część klientów (osób, które nie przekroczyły 30. roku życia) nie ma możliwości wyboru i musi się godzić na warunki dyktowane przez fundusze.Nie mam nic przeciw temu, by ktoś, kto pomnaża moje pieniądze, partycypował w części wypracowanego przez siebie wzrostu. Są jednak pewne granice. Jeśli już przed rozpoczęciem tego pomnażania potrąca sobie minimum 10% (a nie są to wszystkie koszty, którymi będę obciążony), to mam wątpliwości, czy w wyniku jego działalności wartość moich pieniędzy zostanie co najmniej ochroniona przed inflacją. Ponadto za tak wysokie wynagrodzenie mogę oczekiwać czegoś więcej. W końcu większość Polaków przed inflacją może obronić się sama.

ROMAN PRZASNYSKI