Z poczty PARKIETU

Artykuł Bohdana Wyżnikiewicza zamieszczony w Parkiecie nr 33/99 musi budzić co najmniej zdziwienie. Autor wystąpił w nim z bezpardonową obroną nadmiernie wysokich wynagrodzeń dla urzędników, oskarżając polskie społeczeństwo o "głęboko zakorzenione ciągoty egalitarne", "zazdrość i myślenie w kategoriach psa ogrodnika". Określenia te pozostawię bez komentarza, natomiast trzeba rozprawić się z argumentami, jakich autor używa w obronie swego stanowiska. Uwagi swoje odnoszę przede wszystkim do radnych i urzędników gmin, powiatów i województw.(...) Pan Wyżnikiewicz pyta, "czy chcemy mieć w Polsce kompetentnych i profesjonalnie przygotowanych do pracy funkcjonariuszy publicznych". Odpowiedź jest oczywista - tak. Autor argumentuje, że "w gospodarce rynkowej nie ma górnego pułapu wynagrodzeń, wobec czego wysokiej klasy profesjonaliści zatrudnieni w prywatnym sektorze uzyskują bardzo wysokie dochody, idące w skali rocznej w setki tysięcy złotych". W sektorze prywatnym płace mogą być dowolnie wysokie, pochodzą przecież z wypracowanego zysku, ale czy powinno się to odnosić do sfery samorządowej i budżetowej, która finansowana jest przez podatników? Dlaczego lekarz czy nauczyciel ma otrzymywać głodową pensję za pracę wymagającą wysokiej fachowości i odpowiedzialności, podczas gdy płaca np. burmistrza ma być 10-krotnie większa? Nie sądzę, aby praca burmistrza była bardziej odpowiedzialna, wymagająca większej fachowości niż praca chirurga czy anestezjologa, wręcz odwrotnie. Nie chodzi tu o to, jak twierdzi autor, że zabraknie chętnych do służby publicznej, że jakość rządzenia będzie kiepska, że pojawi się powszechna korupcja. Na miejsce jednego burmistrza można znaleźć dziesięciu następnych, niekiedy bardziej kompetentnych, ale anestezjologa trzeba kształcić wiele lat i raczej trudno go zastąpić. Chętnych do służby publicznej nie zabraknie, a pozostałe negatywne zjawiska już dziś są powszechne. Niepohamowana żądza władzy, nepotyzm, korupcja, nadużycia - to fakty, o których słyszymy niemal codziennie.Nie jest też argumentem odwoływanie się do państw zachodnich. Tamte państwa są bogate i po prostu stać je na wysokie pensje nie tylko dla urzędników. Polska, na razie, jest krajem biednym, źle rządzonym, o stale powiększającej się strefie ubóstwa, gdzie kasa, tak gminna, jak i państwowa, przeważnie jest pusta, mimo nadmiernego fiskalizmu.I jeszcze jeden cytat: "Nie chciałbym żyć w społeczeństwie, w którym oszczędza się na wynagrodzeniach dla władz samorządowych i tym samym na jakości życia społeczności lokalnych". To nie od wysokości wynagrodzenia władz samorządowych zależy jakość życia społeczności lokalnych, gdyż to nie urzędnicy wiedzą najlepiej, czego ludziom potrzeba. Wielokrotnie społecznościom wiedzie się dobrze właśnie mimo władzy, która utrudnia i przeszkadza. Ponadto niewspółmiernie wysokie wynagrodzenia powodują, że wielu dąży do stanowisk tylko dla pieniędzy. Szczególnie obecnie widać tę niepohamowaną żądzę natychmiastowego dorobienia się dużych pieniędzy, najlepiej przy minimum wysiłku i odpowiedzialności.Reasumując należy stwierdzić, że w obecnej sytuacji kraju, gdzie urzędników jest za dużo, a podatki horrendalnie wysokie nie ma powodu, aby mieli oni otrzymywać pensje daleko wyższe niż inne grupy sfery nieprodukcyjnej.

MIECZYSŁAW ŁYDZIŃSKI