Inwestycje zagraniczne

Spowolnienie napływu do Polski inwestycji zagranicznych to zdecydowanie zła nowina. Według Państwowej Agencji Inwestycji Zagranicznych, w I kwartale napłynął do Polski zagraniczny kapitał o wartości 1,5 mld USD. Gdyby do końca br. tendencja ta utrzymała się, można zapomnieć o wcześniejszych prognozach, mówiących o możliwych inwestycjach zagranicznych przekraczających 11 mld USD.Miałoby to poważne konsekwencje dla poziomu naszych rezerw zagranicznych oraz dla tempa wzrostu gospodarki. Przypomnijmy, że w ub.r. inwestycje zagraniczne przekroczyły 10 mld USD, a w całym dziesięcioleciu napłynął do Polski z zagranicy kapitał rzędu 30 mld. Głównie temu zawdzięczamy boom inwestycyjny, trwający od połowy lat 90. i szybkie tempo wzrostu gospodarczego.Wysoki poziom inwestycji jest faktem, który chyba umknął uwadze ekonomicznych komentatorów i opinii publicznej. W ostatnim roku wartość nakładów inwestycyjnych przekraczała o ok. 50% najwyższy poziom z okresu PRL, osiągnięty w 1978 r., a więc przed 20 laty. Był to szczytowy okres gierkowskiego boomu inwestycyjnego, w dużej mierze zasilanego zagranicznymi kredytami.Później przyszło załamanie. Okazało się, że inwestycje nie przynoszą spodziewanego zwrotu, a Polska nie jest w stanie obsługiwać długu zagranicznego. Długotrwały kryzys, jaki rozpoczął się z końcem lat 70., doprowadził do znacznego obniżenia nakładów inwestycyjnych. Średni ich poziom w latach 80. był o ok. 25% niższy niż w szczytowym roku poprzedniej dekady. Kolejny spadek inwestycji miał miejsce w okresie recesji, spowodowanej zmianą ustroju gospodarczego. Wysoka stopa procentowa nie sprzyjała inwestycjom, a upadająca gospodarka państwowa miała i tak nadmierne moce produkcyjne.Stopniowy wzrost inwestycji zaczął się w 1991 r., a rekordowy poziom z okresu PRL przekroczyliśmy dopiero w roku 1996. Ostatnie lata to okres niezwykle wysokiej - momentami przekraczającej 20% - dynamiki nakładów inwestycyjnych. Im zawdzięczamy szybkie tempo wzrostu. Inwestują głównie prywatne firmy, których efektywność jest bez porównania wyższa niż dawnych państwowych molochów. Znacznie mniejsza jest groźba, że nowe projekty są błędne i pieniądze, przeznaczone na ich finansowanie, będą stracone.Inwestycje finansowane są w coraz większym stopniu ze źródeł zagranicznych, co wynika, rzecz jasna, z ograniczonych zasobów krajowych. W ostatnim roku już ok. 30% nakładów inwestycyjnych pochodziło od inwestorów zagranicznych. W tej sytuacji wolniejszy napływ kapitału do Polski może doprowadzić do zahamowania, a nawet zmniejszenia poziomu inwestycji, z fatalnymi skutkami dla dynamiki wzrostu. Mechanizm finansowania inwestycji jest dziś inny niż w latach 70. Nie grozi nam pułapka zadłużenia, choć uzależnienie gospodarki od zewnętrznych źródeł finansowania ma i teraz negatywne strony.Paradoksalnie, zwolnienie napływu inwestycji zagranicznych może na krótką metę poprawić saldo obrotów bieżących. Mniejszy napływ kapitału, to mniejsza luka między inwestycjami a krajowymi oszczędnościami. Niższa dynamika inwestycji pozwala przywrócić w gospodarce równowagę, zachwianą w okresie szybkiego wzrostu. Ale na dłuższą metę oznacza także mniej miejsc pracy, niższą produkcję, niższy poziom dochodów.Są to na razie tylko prognozy ostrzegawcze. Wciąż istnieje szansa na wykonanie tegorocznego "planu" napływu kapitału, dzięki przyspieszeniu prywatyzacji w II półroczu. Warto jednak uświadomić sobie, że kondycja naszej gospodarki w dużym stopniu zależy od inwestycji zagranicznych. I tak pozostanie jeszcze przez dłuższy czas, zanim będziemy zdolni do finansowania inwestycji krajowymi oszczędnościami.A zatem, jeśli chcemy w długim czasie utrzymać gospodarczy wzrost, musimy dbać o trzy sprawy. Po pierwsze, by strumień zagranicznego kapitału szybko nie wysechł, a to może nastąpić, jeśli zagraniczni inwestorzy dojdą do wniosku, że Polska przestaje być miejscem bezpiecznym, przewidywalnym, że koszty transakcyjne i ryzyko są u nas zbyt duże. Po drugie, pochodcy z zagranicy kapitał nie powinien być konsumowany, a tak się dzieje, gdy wpływy z prywatyzacji finansują potrzeby budżetu. Dlatego dziura w finansach publicznych powinna być jak najszybciej zatkana. Po trzecie wreszcie, jednym z najważniejszych celów polityki gospodarczej musi być dbałość o poziom krajowych oszczędności.

WITOLD GADOMSKI

publicysta "Gazety Wyborczej"