Główną przyczyną szybkich zmian nastrojów na giełdzie stały się transakcje dotyczące polskiego rynku telekomunikacyjnego. Najbardziej efektowny w działaniach konsolidacyjnych stał się Elektrim. Coraz więcej jednak osób zadaje sobie pytanie o źródła finansowania tak rozległych inwestycji. Warto przypomnieć, że za same udziały w PTC, Bresnan i PAK musi zapłacić ponad 4,4 mld zł, do tego dochodzi cena za koncesję El-Netu w Warszawie (ok. 1 mld zł) i zobowiązania inwestycyjne. Jedna z gazet wyliczyła, że w ciągu 2-3 lat Elektrim, wart obecnie 3,5 mld zł (według bilansów 385 mln zł), potrzebuje 10 mld zł. Zadłużenie długoterminowe firmy ponad 2-krotnie przewyższa wartość kapitałów własnych. Elektrim musiałby uzyskiwać zysk operacyjny na poziomie 705 mln zł rocznie, żeby pokryć same odsetki od zobowiązań długoterminowych.Najbardziej pożądane w takiej sytuacji wydawałoby się pozyskanie partnera strategicznego, który zapewniłby choć w części finansowanie. Po rezygnacji Deutsche Telekom z uczestnictwa w prywatyzacji TP SA wydawało się, że sprawa jest jasna. Tymczasem partnerem zostanie grupa Vivendi (światowy lider m.in. w "zarządzaniu" śmieciami). Z informacji dotyczących umowy wynika, że Francuzi obejmą tylko część akcji Elektrimu-Telekomunikacja, natomiast nie ma mowy o wejściu do spółki-matki.Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście Deutsche Telekom pozostał na "lodzie". Warto przypomnieć, że akcjonariat Elektrimu jest bardzo rozdrobniony, a największe pakiety posiadają inwestorzy finansowi, dla których ich sprzedaż zależy wyłącznie od ceny. Wykupienie emisji obligacji da po wymianie ponad 30% głosów na WZA. Struktura wewnętrzna holdingu stwarza najeźdźcy możliwość szybkiego sprzedania spółek zależnych i pozostawienia najcenniejszych udziałów firm telekomunikacyjnych. Pozostaje jedynie problem wysokiego zadłużenia, który jednak w przypadku takiego kolosa, jak DT, nie powinien mieć dużego znaczenia.
.