Chłodnym okiem

Transformacja gospodarcza przebiega najsprawniej w tzw. sferze realnej, czyli w dającej się objąć obserwacją liczbową działalności gospodarczej. Wolniej toruje sobie drogę w sferze regulacji, czyli reform systemowych. Najgorzej jest z wykorzenieniem starych schematów myślenia, które będę jeszcze pokutowały przez długie lata. Jednym z przykładów przywiązania do schematycznego myślenia jest zgubne dla gospodarki trzymanie się średniej krajowej przy wszelkich dyskusjach o wynagrodzeniach i absolutna ignorancja w dziedzinie rozkładu dochodów.Stany Zjednoczone są przykładem kraju, w którym rozkład dochodów ludności jest od lat przedmiotem debat ekonomistów i polityków. Okazało się, że realne godzinowe wynagrodzenia pracowników nie pełniących funkcji kierowniczych w latach 1973-95 obniżyły się o 14%, podczas gdy PKB na mieszkańca wzrósł w tym czasie o 36%. Na temat przyczyn takiego rozwoju wydarzeń wysunięto różne hipotezy, jednak sprawa ta jest przedmiotem troski władz i są podejmowane kroki dla łagodzenia długookresowych skutków tej niekorzystnej sytuacji.Tymczasem u nas problem rozkładu dochodów i wynagrodzeń sporadycznie pojawia się w publicystyce gospodarczej i politycznej. Na ogół chodzi o sferę ubóstwa bądź nadmiernego bogactwa. Jedynym znanym mi wyjątkiem było posiedzenie Rady Strategii Gospodarczej przy premierze przed dwoma laty, jednak roczne opóźnienie publikacji materiałów nie wywołało żadnego echa, gdyż obok pokazania nieaktualnych danych nie było w nim ostrego przedstawienia problemów. O ile mi wiadomo, przedmiot o nazwie "rozkład dochodów", który jest w standardowych programach wydziałów ekonomii uniwersytetów amerykańskich, w Polsce na wyższych uczelniach jest rzadkością.Skutki powstałej sytuacji są takie, że wmawia się opinii publicznej różne brednie. Twierdzi się np., że w Polsce rozpiętości w dochodach są największe w świecie, a wysokość wynagrodzeń minimalnych odbiega od poziomu spotykanego w innych krajach. Najnowszy rocznik statystyczny nie podaje informacji o decylowym rozkładzie wynagrodzeń, a statystycy rządowi odsyłają zainteresowanych do trudno osiągalnych, specjalistycznych wydawnictw.Tymczasem narastają żądania płacowe różnych grup społecznych, w których najczęściej szafuje się prymitywnymi wskaźnikami krotności przekraczania średniej krajowej. Brak wiedzy i analiz z zakresu rozkładu dochodów i wynagrodzeń czyni spustoszenie w budżecie i sprowadza sprawę do zaspokojenia niezaspokajalnych roszczeń. Słyszałem nawet o postulacie ustalenia wielkości średniej krajowej poniżej minimalnego wynagrodzenia.Niedouczenie rządzącychi rządzonych, a także niedostatek informacji oraz analiz mogą stać się przyczyną napięć społecznych, które są w stanie poważnie zakłócić wzrost gospodarczy. Nie można wykluczyć pojawienia się również w Polsce scenariusza zmniejszenia się realnych wynagrodzeń pracowników nie pełniących funkcji kierowniczych. Do zbadania tej hipotezy trzeba odrobić trudną lekcję z teorii i praktyki rozkładu dochodów oraz zrozumieć, że wydatek na uzyskanie potrzebnej informacji jest inwestycją, która zwraca się bardzo szybko. Obawiam się jednak, że nie ma jeszcze świadomości potrzeby takiej wiedzy.

BOHDAN WYŻNIKIEWICZ

Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową