Faksem z Gdańska
Parlamentarzyści wrócili na ulicę Wiejską - legislacyjna taśma ruszyła po letniej przerwie. Mając w pamięci dorobek ostatnich miesięcy, nieco się obawiam o nowe produkty. Piszę pod wrażeniem pierwszych spotkań mojej komisji, zwanej kiedyś prywatyzacyjną, a obecnie Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji. Kolejność nie jest przypadkowa - prywatyzacja jest tu rzeczywiście na ostatnim miejscu. Nie jest lubiana przez posłów, którzy śnią ciągle o uwłaszczeniu. Obecnie na warsztacie znalazła się nowelizacja ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw. Jest to któraś z rzędu zmiana reguł gry w trakcie trwania procesu zmian własnościowych. Zmiana reguł w czasie gry nie jest wskazana. Ani w piłce nożnej, ani tym bardziej w prywatyzacji. Najlepsza była pierwsza, prototypowa ustawa z roku 1990. Jej dalsze doskonalenie oznaczało de facto przeregulowanie prywatyzacji. Nowe poprawki miały to i owo uprościć. Przestrzegałem przed otwieraniem tej regulacji w Sejmie, bo ma ona charakter polityczny i ostateczny efekt może daleko odbiegać do intencji rządu. Niestety, na to się właśnie teraz zanosi. Posłowie skupili swoją uwagę głównie na sprawie przywilejów pracowniczych. Jest to - jak wiadomo - marchewka, która ma ułatwiać pozyskanie akceptacji załogi dla zmiany własności. Zamiast skoncentrować się, zgodnie z intencją projektodawców na uproszczeniu i ułatwieniu procesu, zapowiada się jego utrudnienie przez zapisanie kolejnych, mało realnych lub zgoła księżycowych przywilejów. Nie bacząc na możliwości, parlamentarzyści licytują się - co im się często zdarza - w uszczęśliwianiu rozmaitych grup ludności, które nie miały przywilejów pod rządami starej ustawy. Rzeczywiście, wedle starych reguł gry, tych sprzed 1996 roku, uprzywilejowane akcje występowały w prywatyzacji kapitałowej, gdzie firma państwowa ulegała komercjalizacji, czyli przekształceniu w spółkę Skarbu Państwa. Nie było tego przy tworzeniu joint ventures, gdzie na ogół chodziło o uratowanie zakładu i miejsc pracy przed bankructwem (np. Polkolor, Huta Warszawa, FSM), przy tzw. leasingach zaś formą przywileju były dogodniejsze warunki ekonomiczne przejmowania majątku zakładu przez spółkę pracowniczą. Obecnie w sejmowej komisji podejmowana jest próba cofania sprawiedliwości. Rozszerza się krąg uprawnionych o pracowników dawnych PGR-ów i inne kategorie zatrudnionych. Nie zważa się na to, że przedsiębiorstwa, gdzie ci ludzie kiedyś pracowali, już nie istnieją lub zmieniły zupełnie formę prawną i materialną. Nie ma konkretnego obiektu, na którym można by wydzielić stosowną pulę akcji. Nie ma sposobu oszacowania wartości przywilejów. Realia są nieważne, gdy serca wypełnia misja robienia ludziom dobrze. Moja komisja udaje się w podróż na Księżyc. Zaczęła po wakacjach od zapisywania pustych przywilejów. Osoby jako tako zorientowane wiedzą, czym to pachnie. Z braku konkretnych obiektów - dawców akcji - ustawowe prawa do udziału w prywatyzacji stają się mglistymi roszczeniami pod adresem Skarbu Państwa. Jeśli zechce je potwierdzić Trybunał Konstytucyjnsy, powtórzy się historia rekompensat dla rencistów i emerytów. A uginamy się właśnie pod ciężarem tych zobowiązań i nie uporaliśmy się jeszcze z roszczeniami dawnych właścicieli. Dlatego z niepokojem patrzę na charytatywne poczynania mojej komisji, powołanej kiedyś dla ułatwienia procesu prywatyzacji w Polsce.
JANUSZ LEWANDOWSKI