Wyniki wczorajszej sesji są bardzo złe. Po dwudniowym odreagowaniu spadki znowu nabierają tempa, a kształty wykresów WIG i WIG20 nie pozostawiają złudzeń, że to jeszcze nie koniec. W przypadku niektórych walorów zachowania inwestorów zaczynają już nosić znamiona paniki, a w takim stanie ducha trudno o racjonalne podejście do inwestycji. Inną sprawą jest to, iż wielu graczy posiłkujących się kredytem może w najbliższych dniach (w niektórych przypadkach pewnie już się to stało) znaleźć się w sytuacji podbramkowej. Banki czy biura maklerskie, usiłując odzyskać swoje pieniądze, z całą pewnością nie będą stosować analizy technicznej.Trudno obecnie prognozować, na jakim poziomie podaż zostanie powstrzymana. W tej chwili wygląda na to, iż strefa 14 600 - 14 800 punktów na WIG będzie stanowić wystarczająco silne wsparcie. Z tego poziomu oczekiwałbym zdecydowanego odbicia, raczej jednak bardziej dynamicznego niż długotrwałego. Kolejna fala wzrostowa, jeśli wystąpi w najbliższym czasie, powinna zostać poprzedzona odpowiednio długą fazą akumulacji. O tym jednak, w którą stronę ostatecznie podąży rynek, zadecyduje sytuacja gospodarcza i polityczna kraju oraz koniunktura na rynkach zachodnich. Problemy ZUS, będące objawem (a nie przyczyną) niewydolności całego systemu, fatalnie przygotowana i wdrożona reforma służby zdrowia czy wisząca w powietrzu lepperiada nie przyczyniają się do wzrostu popularności naszego kraju wśród inwestorów zagranicznych. Mikroskopijne obroty potwierdzają fakt, iż pozostają oni z boku, czekając na wyklarowanie się sytuacji. Jedynym pozytywnym zjawiskiem, jakie można obecnie zaobserwować, jest panujący powszechnie pesymizm i zgoda na to, że będzie spadać. Miejmy nadzieję, że większość nie ma racji.
.