W połowie tego roku dwie największe sieci telefonii komórkowej - Plus GSM i Era GSM - obchodziły bez większego rozgłosu skromny jubileusz 1000 dni istnienia. Dzięki licznym i agresywnym kampaniom promocyjnym obu firmom udało się zdobyć w tym czasie ponad milion abonentów. Era GSM ma ich obecnie około 1,5 mln, Plus GSM nieco mniej. Trzecia sieć - Idea-Centertel - posiada grubo ponad 500 tys. abonentów w dwóch systemach telefonii komórkowej: analogowym NMT 450 oraz cyfrowym DCS 1800 (Idea).Analitycy są zgodni: nikt nie przypuszczał, że telefonia komórkowa będzie rozwijała się w Polsce tak dynamicznie, jak ma to miejsce w rzeczywistości. Zarówno Era, jak i Plus liczą, że do końca roku uda im się zdobyć do 2 mln abonentów. Jeśli spełniłyby się również plany Centertela, to pod koniec 1999 r. w Polsce mogłoby być około 4,7 mln użytkowników telefonów komórkowych, czyli już tylko dwa razy mniej od głównego operatora telefonii stacjonarnej - Telekomunikacji Polskiej.Komórki podzieloneMinister Łączności Maciej Srebro podpisał 13 września br. koncesję dla Polkomtela na budowę sieci działającej w częstotliwości 1800 Mhz (tzw. DCS 1800). Zdaniem ministra, jej przyznanie w praktyce zakończyło kształtowanie polskiego rynku telefonii komórkowej. Koncesję na DCS 1800 posiada już bowiem także Polska Telefonia Cyfrowa. Spółka, kontrolowana od niedawna przez Elektrim, zgodziła się zapłacić za nią około 100 mln euro. Wcześniej PTK Centertel otrzymała bez przetargu koncesję na budowę sieci w systemie GSM 900. Zdaniem analityków, zabieg ten miał na celu m.in. podbicie wartości Telekomunikacji Polskiej, większościowego udziałowca PTK Centertel, o około 1,5 mld USD. Nie jest to bez znaczenia, w obliczu nadchodzącej daty sprzedaży 25-35-proc pakietu akcji TP SA zagranicznemu inwestorowi strategicznemu.Budowa systemu GSM 900 jest nieco tańsza niż DCS 1800 (zasięg komórek w tym pierwszym jest większy). Plus i Era nie ukrywają, że chcą najpierw budować sieci DCS 1800 w miastach, gdzie ich systemy GSM 900 "zapychają się" z powodu dużej liczby abonentów. Dotyczy to przede wszystkim centrum Warszawy i Poznania (okolice Międzynarodowych Targów Poznańskich). Dotychczas przeciążona sieć sprawiała, że użytkownikowi komórki wyświetlał się niekiedy frustrujący napis "network busy" (sieć zajęta).Budowa sieci telefonii komórkowych w praktyce nie zakończy się nigdy. Zawsze bowiem można ją "uzupełnić" w miejscach, gdzie obecnie jakość połączeń nie jest najlepsza (np. z powodu dużej odległości od stacji bazowej). Poza tym uznawany obecnie za nowoczesny system GSM zostanie zapewne wyparty kiedyś przez jeszcze lepszy (komórki "trzeciej generacji"), podobnie jak stało się z analogowym NMT 450.Wiadomo jednak, że rozbudowa istniejącej sieci będzie łatwiejsza i tańsza. Operatorzy mogą bowiem instalować dodatkowe nadajniki innego systemu na już istniejących masztach. O tym, jak bardzo ułatwi im to zadanie, świadczy fakt, że przed rozpoczęciem budowy masztu trzeba uzyskać 22 zezwolenia, a często również prowadzić długie negocjacje z lokalnymi społecznościami.Operacji takiej dokonuje obecnie na dużą skalę PTK Centertel. Spółka zapowiada, że 1 marca 2000 r. uruchomi swój system GSM 900 na około 60% powierzchni Polski, a w ciągu kilku lat "zapełni" resztę dziur, zbliżając zasięg GSM 900 do zasięgu NMT 450.Komórka prawie za darmoZdaniem analityków, trzej operatorzy "komórek" mogą doprowadzić pod koniec tego roku do wzrostu tzw. wskaźnika penetracji rynku (odsetka obywateli posiadających telefon) do 10%. To sukces, zważywszy na fakt, że do 1992 r. Polska była komórkową "czarną dziurą". Gorzej, gdy spojrzeć na to z perspektywy naszych sąsiadów. W Europie Zachodniej wskaźnik penetracji waha się w granicach 20-30%. Zdecydowanie wyróżnia się Skandynawia, gdzie nasycenie komórkami osiągnęło 55-60%.Walka o klienta odbywa się na dwa sposoby - poprzez obniżkę taryf i wprowadzanie nowych usług. Od niedawna za specjalną opłatą odpowiednio wyposażeni klienci Ery mogą np. łączyć się z Internetem. Podobną usługę wcześniej zaoferował Plus. Nie poddaje się również Centertel, operator przestarzałego systemu NMT 450. Firma promuje telefon Nokia 650, będący jednocześnie odbiornikiem radiowym fal UKF.Podstawowym sposobem zdobycia klienta jest jednak sprzedanie mu taniego aparatu telefonicznego. W czasie promocji w salonach firmowych operatorów pojawiają się nawet kolejki. Popularna Nokia 5110, którą zarówno w Erze, jak i w Plusie można nabyć za 199 zł, w rzeczywistości kosztuje około 800 zł. Oznacza to, że operator dokłada do każdego aparatu 600 zł. Szczęśliwy właściciel taniej komórki jest jednak w pewnym sensie ubezwłasnowolniony, bo musi zgodzić się na tzw. dodatkowe warunki. Nie może przejść np. do innego operatora ani zmienić ustalonego abonamentu na tańszy. "Ubezwłasnowolnienie" trwa zazwyczaj dwa lata, a w tym czasie operator odzyskuje 600 zł, które dołożył do interesu.Licząc na mniej majętnych klientów, Plus GSM wprowadziła 6 taryf. Abonament najtańszej z nich (Relaks) kosztuje 25 zł bez VAT. Z kolei Era GSM oferuje za 19,90 zł + VAT taryfę Halo. Około 25% wszystkich abonentów w obu sieciach to osoby korzystające z systemu pre paid, funkcjonującego w Erze pod znakiem handlowym "Tak Tak", w Plusie "Simplus", a w Idei-Centertel "POP".Wszystko wskazuje na to, że komórkowi operatorzy w "wojnie promocyjnej" będą wytaczać coraz cięższe działa, tak jak to ma miejsce na Zachodzie. W Niemczech nikogo np. nie dziwi, że właścicielem komórki można stać się za jedną markę.TP SA nie nadążaObecnie średnia krajowa penetracja w telefonii stacjonarnej wynosi 24%, podczas gdy za przyzwoity poziom "europejski" uznaje się 40 linii na 100 mieszkańców. Aby osiągnąć ten stan, trzeba zainwestować 10 mld USD. TP SA wydaje rocznie na inwestycje 1-1,5 mld USD. Spółka kontroluje nadal 97% rynku telefonii stacjonarnej i co rok podłącza ponad milion nowych abonentów (ma ich już ponad 8,5 mln). Jednak rynek może wchłonąć znacznie więcej.Na własny telefon stacjonarny w Polsce nadal czeka 2,6 mln ludzi. Przeciętny czas oczekiwania to trzy lata. Są oczywiście miejscowości, gdzie telefon można dostać od ręki. Jednak szacuje się, że w Warszawie można by jeszcze zainstalować 2 mln linii. W Śródmieściu stolicy są jeszcze osoby, które czekają w kolejce po telefon od ponad... 20 lat.Niedoskonała i zbyt "sztywna" (zależna od pojemności centrali) podaż nowych linii ze strony operatorów telefonii stacjonarnej daje potencjalnie spore możliwości rozwoju operatorom telefonii komórkowej. Wielu Polaków decyduje się na zakup komórki pre paid dlatego, gdyż przestali wierzyć w możliwość szybkiej instalacji telefonu stacjonarnego. Dotyczy to szczególnie mieszkańców wielkich aglomeracji, dla których dostęp do telefonu jest często podstawowym warunkiem utrzymania pracy.Telekomunikacji Polskiej bardzo szybko rośnie "stacjonarna" konkurencja, ale i ona nie jest w stanie wypełnić popytu na telefony. Prywatni operatorzy posiadali pod koniec 1998 r. 320 tys. abonentów, a według Ministerstwa Łączności do końca 2001 r. będą mieć ich 2 mln. Stacjonarni konkurenci TP SA zamierzają łącznie inwestować co roku miliard USD, a więc niewiele mniej niż TP SA.Na przełomie 1999 i 2000 r. Ministerstwo Łączności chce rozstrzygnąć przetarg na połączenia międzymiastowe (long distance). Koncesję otrzymają trzy podmioty. Zdaniem analityków, w pierwszym roku działalności konkurentów long distance TP SA może stracić nawet 20% rynku. Jednak znacznie groźniejszym rywalem Telekomunikacji mogą stać się niezależne od niej sieci komórkowe, które w coraz większym stopniu przejmują ruch głosowy. "Migrację głosu" z telefonii stacjonarnej do komórkowej z pewnością przyspieszy zmiana cennika połączeń - podwyższenie cen połączeń lokalnych kosztem obniżki międzymiastowych w telefonii stacjonarnej oraz nieuchronna wojna cenowa wśród samych operatorów komórkowych.
GRZEGORZ BRYCKI