Reżim kursowy

Dlaczego w sprawie upłynnienia kursu złotego rząd gra na zwłokę? Bo się boi. A czego? No, niestety, aż strach powiedzieć, ale wszystkiego. Dlaczego w sprawie upłynnienia kursu bank centralny dawno już przestał się wahać? Dokładnie z tego samego powodu co rząd. Ponieważ rząd się boi i NBP się boi, a boją się na dodatek dokładnie tych samych rzeczy, mamy taki kurs, jaki mamy.Czyli, jaki? - zapyta ktoś. Co z tym kursem jest niby nie w porządku? W gazetach można nawet czasem przeczytać, że jest to kurs "prawie płynny". Ekonomia, co prawda, nie zna takiego tworu, ale nie popadajmy w akademicką dewocję. Można przecież od biedy domniemywać, że kiedy kurs jest "prawie płynny", to tak, jakby już prawie był płynny. Czyli - nie ma o co kruszyć kopii, bo jest dobrze.Tymczasem niezupełnie jest jednak tak, jak się ochotniczym i przymusowym sympatykom naszego reżimu kursowego zdaje. A prawdę powiedziawszy, nawet całkiem na odwrót. Crawling band wymyślono kiedyś po to, by gospodarkę stabilizował. Tak samo dobrze, jak crawling peg. Tyle że pewniej, bo łańcuch od nominalnej kotwicy stopniowo wydłużano, przez co spadało ryzyko jej zerwania. Ale dziś koszty "zakołkowania" kursu, połączonego z pełzającą dewaluację, zdecydowanie wzrosły. A w tym czasie gospodarka, realna gospodarka, bardzo się zmieniła. Dojrzała. Wydoroślała.Dziś cena uwiązania kursu w korytarzu jest wyższa, niż wynikające z tego korzyści. Crawling band z ostoi pewności stał się ogniskiem bezustannej niepewności. Miast stabilizować - wyraźnie destabilizuje sytuację makroekonomiczną. Absorpcja napływu takiej ilości kapitału zagranicznego, jakiego spodziewa się rząd i jakiego oczekują inwestorzy, wymaga, przy obecnym reżimie kursowym, sięgania do specjalnych procedur, chroniących złotego przed bardzo poważną aprecjacją. A i tak wszyscy bezustannie drżą, czy mimo wszystko uda się uchronić złotego przed poaprecjacyjną dewaluacją.Czy utrzymując anachroniczny reżim kursowy rząd pomaga podmiotom gospodarczym zabezpieczyć się przed ryzykiem zmienności kursu? Na krótką metę tak. Ale wystarczy na rzecz spojrzeć ze średniego dystansu, by ocenić, ile naprawdę warte jest takie ubezpieczenie. Tyle, co nic. Bo, jeśli powstrzymywane sztucznie ciśnienie aprecjacyjne wyłamie zabezpieczenia, dewaluacja złotego okaże się wielkim, bolesnym szokiem dla wszystkich tych, którzy zaufali nominalnej kotwicy kursowej.Skąd jednak niefrasobliwe twierdzenie, że obie instytucje odpowiedzialne za ustalanie reżimu kursowego boją się tego samego? Przecież aprecjacja jest zaprzeczeniem dewaluacji. Kiedy ktoś boi się aprecjacji, to jak można powiedzieć, że boi się dewaluacji i na odwrót?Paradoks na tym właśnie dokładnie polega, że obawa przed tak różnymi rzeczami sprowadza się do wspólnego mianownika. A jest nim crawling band. Wysoka aprecjacja oznacza murowaną dewaluację. Aprecjacja jest akceptowana przez NBP, bo jest najskuteczniejszym sposobem dezinflacji (mało pracy). Dewaluacja - już nie (cała dezinflacyjna robota na nic). Rząd za aprecjacją, co prawda, nie przepada (dużo pracy), ale dewaluacja już tak bardzo decydentów od polityki fiskalnej nie martwi (podatek inflacyjny).I tym sposobem obecny reżim kursowy okazuje się najtrwalszym elementem systemowej transformacji. Czas na zmianę zasad ustalania kursu okazuje się zawsze nieodpowiedni albo dla władzy monetarnej, albo dla rządu. Dlatego wielce jest prawdopodobne, że na paśmie dopełźniemy w rejon przyszłorocznych letnich wakacji. Taki się zrobił mnogosił, że nie wiadomo, jak z tej nieprzyjemnej przygody w ogóle wybrnąć i kiedy. Ludzie przedsiębiorczy, w Polsce czasem nie wiedzieć czemu zwani spekulantami, zacierają ręce. Oni takie sytuacje wprost uwielbiają.

JANUSZ JANKOWIAK