Faksem z Gdańska

Polowanie na głowę ministra prywatyzacji jest rutynową działalnością polityczną w Polsce. Nie tylko zresztą w Polsce. Przypadek ministra Wąsacza jest o tyle odmienny, że zamachowcy wywodzą się z szeregów rządzącej koalicji. Niezależnie od indywidualnych motywacji, jest to atak samobójczy w rachunku koalicji jako całości. Ale wejrzenie w indywidualne motywy też jest ciekawe.Trzon grupy posłów AWS-u, podpisanych pod wnioskiem o wotum nieufności, stanowią wyznawcy utopijnego uwłaszczenia. Tu niechęć do ministra, który robi realną prywatyzację, jest szczera i - przy całej politycznej nieodpowiedzialności tego kroku - poniekąd zrozumiała. Motyw uwłaszczeniowy nie pojawia się w uzasadnieniu wniosku, skryty za innymi argumentami, by pozyskać szersze grono zamachowców.Są wśród nich przedstawiciele chłopskiej Solidarności, dla których kamieniem obrazy jest prywatyzacja cukrowni. Wymyślili sobie, jako swój ideał, koncern Cukier Polski, z plantatorami buraka cukrowego jako udziałowcami. W jaki sposób ma to działać, modernizować zadłużone cukrownie, zapewnić przyszłość i godziwe pieniądze rolnikom - nie wiadomo. Ale wierzą, że ludowy koncern jest lepszy niż prywatyzacja.To jeszcze nie koniec listy zamachowców. Istnieje na tej liście domieszka dziwnych motywacji. Być może ktoś lobbował firmę X, a wygrała firma Y. Są tacy, co uwierzyli przy tej okazji, że istnieje naprawdę "partia lustracyjna" w Sejmie. Polityczna głupota zamachu na własnego ministra jest tak wielka i jaskrawa, że cisną się rozmaite podejrzenia...Niezależnie od indywidualnych motywów, koalicja znowu potyka się o własne nogi, a opozycja zaciera ręce. Nareszcie pojawiła się szansa skutecznego zamachu. Oczywistym efektem powstałego zamieszania jest już dzisiaj osłabienia Ministerstwa Skarbu Państwa w jego podstawowej funkcji - prywatyzacyjnej. Jeśli pojawi się ktoś inny w miejsce Wąsacza, z góry można przewidzieć, że będzie bardziej przestraszony i politycznie uległy.Awantura o głowę ministra wcale nie stała się, jak przekonują inicjatorzy zamachu, pretekstem do poważnego namysłu nad kierunkami polskiej prywatyzacji. Bo przy takich okazjach polityczna gorączka i demagogia zawsze górują nad meritum sprawy.Należę do tych, którzy twierdzą, że poważna rozmowa o strukturze polskiej gospodarki, wyłaniającej się ze zmian własnościowych, jest potrzebna. Brakuje zupełnie alternatywnego spojrzenia, które nie brnie w ślepą uliczkę państwowych monopoli czy uwłaszczenia, ale daje szansę rodzimym grupom kapitałowym. Jest to piekielnie trudna alternatywa w warunkach nieciągłości gabinetów rządowych i politycznej kłótni, ale problem istnieje i nie można udawać, że go nie ma.Na razie jednak koalicja zafundowała sama sobie polityczną rozróbę, z której nie wyniknie nic dobrego - ani dla rządu, ani dla prywatyzacji. Opozycja może czekać na efekty z założonymi rękami.

JANUSZ LEWANDOWSKI