Wczoraj jedynym indeksem z nowym rekordem okazał się MIDWIG - pozostałe wprawdzie też wzrosły, ale zbyt mało, by odrobić poniedziałkowe straty. Zaś na każdym z trzech rynków tym "zbyt małym" wzrostom towarzyszyły obroty mniejsze niż w poniedziałek. Notowania ciągłe zaczęły się lekką zwyżką, ale potem przewagę uzyskała strona podażowa, i to mniej więcej akurat od chwili (!) podania pozytywnych danych na temat produkcji w poprzednim miesiącu. "Kupuj pogłoski - sprzedawaj fakty"? A propos pogłosek, to na ich brak trudno byłoby ostatnio narzekać: jak nie Japończycy zainteresowani TP SA, to Citibank kupujący BH, teksty zaś typu "jak dowiadujemy się z wiarygodnych źródeł" stały się codziennością - a ewentualne dementi ze strony "podejrzewanych" wydaje się oddziaływać w już zdecydowanie mniejszym stopniu. Taka fajna - i znana - prawidłowość. Można i inaczej - jak ostatnio w Bielbawie, a wcześniej w Strzelcu - i jakby nie bardzo widać jakiś mechanizm obronny przed takim wirtualnym akcjonariatem. A tymczasem, mając nasz rodzimy rekord wszech czasów w zasięgu wzroku, rynek się zawahał - pomijając tu kwestię porównywalności WIG-u sprzed 6 lat z obecnym wydaje się, że to zdrowy objaw, zwłaszcza gdyby udało się nie wrócić poniżej 20 tys. pkt.... Ale dla trwałości sukcesu chyba byłoby lepiej bić rekordy bez dopingu (w stylu jednego z wyżej wspomnianych) - a może nie wszystkie walory są aktualnie notowane "w oderwaniu od swoich fundamentów". (Choć zgadzam się z opiniami, że wiele już chyba tak...)?