Z Andrzejem Łatką, prezesem Huty Oława, rozmawia Grzegorz Brycki
Akcje Huty Oława zyskują ostatnio na wartości. Jednak przez dłuższy czas nie cieszyły się zainteresowaniem inwestorów. Dlaczego?Papiery Oławy spadały z powodu obaw przed rozwodnieniem kapitału. Plan inwestycyjny poprzedniego zarządu stawiał na zaangażowanie w inwestycje w bazę surowcową. Zakładał wejście kapitałowe do Zakładów Bolesław i Huty Cynku Miasteczko Śląskie. W praktyce oznaczałoby to konieczność zaangażowania w te firmy aktywów przekraczających o 10-20% wartość księgową Huty Oława. Byłoby to więc wyprowadzenie pieniędzy ze spółki, bez gwarancji i możliwości kontroli tych firm, nie mówiąc już o zyskach z dywidend. Obie firmy, w które chciała zaangażować się Oława, są ciągle państwowe. Wiadomo, że rządzą się one nieco innymi prawami niż spółki prywatne.Pomimo ostatnich wzrostów, cena akcji Oławy nie oddaje - moim zdaniem - w pełni wartości spółki. Uwzględniając jeden z najniższych na rynku współczynników C/Z, stabilność wyników finansowych i naszą pozycję na rynku, uważam, że bardziej odpowiednia byłaby wycena na poziomie przynajmniej 20 zł. Odwiedzają nas przedstawiciele otwartych funduszy emerytalnych. Nie wiem jednak, czy kupują nasze akcje.Sądząc po notowaniach giełdowych, poprzednie lata nie należały do najlepszych dla spółki?Nazwałbym je latami stagnacji. Nasza sprzedaż znacząco nie wzrosła, ale też nie spadła. Wynikało to z faktu, że zdobywaliśmy nowe rynki, tracąc jednocześnie stare. W rezultacie jednak wzmocniliśmy swoją pozycję.Uzyskaliśmy np. certyfikat dostawcy w koncernach Michelin i Goodyear. Dzięki temu możemy sprzedawać biel cynkową producentom opon w Polsce. Nie udało nam się uzyskać certyfikatu Continentala. Zaczęliśmy się ubiegać o niego nieco za wcześnie i nie spełniliśmy warunków jakościowych. O ten certyfikat będziemy się ubiegać jeszcze raz w tym roku i myślę, że tym razem nam się uda. Zdobyć zaufanie koncernów oponiarskich jest bardzo trudno, a badania przed uzyskaniem certyfikatu są bardzo drogie. Aby spełnić wymogi Goodyeara, musieliśmy zainstalować np. bezpośrednie połączenie z centralą tej firmy w USA.Ile wyniesie tegoroczny zysk Oławy?Oceniam, że wzrost zysku w 2000 r. będzie zdecydowanie wyższy od wskaźnika inflacji.Kilka miesięcy temu powiedział Pan, że spółka zakończyła restrukturyzację i program inwestycyjny. Na czym to polegało?Większość inwestycji, których dokonaliśmy w ostatnich latach, związana była z ochroną środowiska. W latach 80. emitowaliśmy do atmosfery 7 ton ołowiu rocznie. Teraz, po zainstalowaniu filtrów, zaledwie 3 kg. Dzięki filtrom, na które uzyskaliśmy środki m.in. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, zostaliśmy skreśleni z listy 80 najbardziej uciążliwych firm dla środowiska. Emitowaliśmy także 200 ton cynku rocznie. Po zainstalowaniu filtrów za 3 mln zł na wydziale bieli cynkowej, emisja spadła do 70 kg rocznie. Gdyby nie te inwestycje, prawdopodobnie już by nas nie było. Koncerny oponiarskie, nasi najpoważniejsi odbiorcy, zwracały uwagę na sprawy ochrony środowiska, kiedy staraliśmy się o ich certyfikaty.Jak teraz, po roszadach kapitałowych w Banku Zachodnim i Pekao SA, przebiega współpraca z akcjonariuszami instytucjonalnymi?Nowym przewodniczącym rady nadzorczej z ramienia Banku Zachodniego został były dyrektor huty szkła, który lepiej zna problemy naszej branży. Pekao SA sprzedało nasze akcje. Ma je jeszcze Huta Irena i Skarb Państwa. Bardzo sobie cenię wejście do spółki inwestorów indywidualnych.Kiedy pojawili się oni w spółce?Pierwszy raz zetknąłem się z nimi latem 1998 r. Podejrzewam jednak, że byli naszymi akcjonariuszami dużo wcześniej, prawdopodobnie od debiutu giełdowego. Byli bowiem wyraźnie niezadowoleni z pracy poprzedniego zarządu, narzekali na spadający kurs akcji.W jakim stopniu inwestorzy indywidualni kontrolują obecnie Hutę Oława?Na ostatnie NWZA w listopadzie zarejestrowali akcje odpowiadające około 20% kapitału akcyjnego i takiej samej liczbie głosów. Spośród akcji zarejestrowanych inwestorzy indywidualni mieli nieco ponad 49%, a tzw. inwestorzy instytucjonalni nieco ponad 50%. Inwestorzy indywidualni wprowadzili do 5-osobowej rady nadzorczej dwóch swoich przedstawicieli.Kim są inwestorzy indywidualni?Są to dwie rodziny: państwo Wianeccy z Opola i państwo Popławscy z Krakowa. Żadna z osób należących do tej grupy nie przekroczyła jednak 5% głosów na WZA.Niektórymi spółkami z GPW interesowali się także wcześniej inwestorzy indywidualni. Kupowali akcje po to, aby odsprzedać je potem komuś innemu z zyskiem. Czy nie sądzi Pan, że taki scenariusz może powtórzyć się także w przypadku Oławy?Raczej nie. Gdyby jakiś inwestor chciał nas przejąć, to miał na to dwa lata. Mógł nas kupić w czasie, gdy byliśmy niedowartościowani, a nasze akcje kosztowaly 5 zł. W Europie istnieje 7 firm o profilu zbliżonym do naszego. Znamy dobrze konkurencję. Nie wierzę też w próbę wrogiego przejęcia, choć z drugiej strony takiej sytuacji nigdy nie można do końca wykluczyć.Czy uważa Pan, że tzw. starzy inwestorzy będą chcieli wyjść ze spółki?Podejrzewam, że tak. Bank Zachodni, największy akcjonariusz, chciałby zrealizować w końcu zyski z tej inwestycji. Być może jakąś nową strategię wobec Oławy zaprezentuje nowy właściciel BZ, irlandzki AIB. Gdyby BZ przekazał nasze akcje do swojego Biura Maklerskiego, prawdopodobnie zostałyby już komuś sprzedane. Tak stało się wcześniej, kiedy akcje Oławy należące do Pekao SA zostały przeniesione do CDM Pekao.Dziękuję za rozmowę.