Co lepsze aktywa
Zadzwonił do mnie zaprzyjaźniony rzecznik prasowy jednej ze spółek przemysłu drobiowego. Umówiliśmy się na obiad, zjedliśmy dania rybne (rzecznik nie może już nawet patrzeć na mięso). - Kupuj nasze akcje - powiedział - inwestujemy w internet. Później argumentował, że kiedy informacja rozejdzie się po rynku, zacznie się szał zakupów, a akcje wzrosną w ciągu miesiąca o kilkaset procent.Dość już mamy kur, kurników i całych tych jaj. Wydawało nam się, że jak rynek drobiu rozwija się w tempie 5% rocznie, to warto w niego inwestować. A tu nic, koszty duże, konkurencja i grożący blokadą zakładów rolnicy. Musimy szybko zmienić branżę. Trzeba szukać bardziej dynamicznych rynków.Informacja wydała się interesująca, zwłaszcza że rynek zna już takie przypadki. Do różnych małych spółek, które jeszcze niedawno stały na krawędzi bankructwa, dołączyły się e-spółdzielnie i windują kursy. Dlaczego nie miałbym tego robić i ja. Nim jednak na zakup akcji wyłożyłem pieniądze, postanowiłem się zorientować, na czym te internetowe inwestycje będą polegały. Okazało się, że w firmie zainstalowano sztywne łącze, uruchomiono pocztę elektroniczną i trwają właśnie prace nad budową firmowej strony WWW. Jednocześnie rzecznik zapowiedział, że wkrótce opublikowany zostanie raport finansowy i okaże się, iż straty pogłębiają się. Jak wiadomo, dobra spółka teleinformatyczna im ma większe straty, tym lepsza. Będziemy mieli jeden z najlepszych wskaźników C/S (cena do straty) w sektorze IT - usłyszałem.To trochę mało - argumentowałem - inwestowanie w internet nie na tym polega. Spółka powinna być albo lokalnym dostawcą internetu, stworzyć własny portal, vortal czy hub, albo dysponować jakimiś zasobami, które w sieci będzie można wykorzystać, albo zaoferować usługę, która przyciągnie klientów. Róbcie wirtualny biznes w sieci. Miałem rację - kurs akcji po naszym spotkaniu nawet nie drgnął.Trzy tygodnie później zadzwonił ponownie. Kupuj nasze akcje, będziemy handlować poprzez sieć - usłyszałem. Zainteresowałem się, to wydało się już o wiele bardziej interesujące. Ze względu na moją dociekliwą naturę nie zdecydowałem się na zakup walorów, mimo iż wiedziałem, że komunikat ogłoszony zostanie dopiero za trzy dni. W tym czasie akcje zaczęły się piąć w górę przy rosnących obrotach. Oznaczało to, że rzecznik spotykał się i jadł rybę nie tylko ze mną.Postanowiłem zorientować się, na czym ten e-handel będzie polegał. Dowiedziałem się, że firma ma zamiar sprzedawać przez internet mięso. I to nie tylko drobiowe. Na stronach WWW spółki każdy będzie mógł zapoznać się z cennikiem, zobaczyć zamawiane produkty i na koniec albo zapłacić kartą kredytową, albo zamówić towar i zapłacić przy odbiorze.Próbowałem argumentować, że mięso to nie książka, płyta CD czy program komputerowy, które można zamówić za zaliczeniem pocztowym. Nim poczta dostarczy taką przesyłkę, będzie ona mocno nieświeża. Trzeba pilnować dat przydatności do spożycia. Potrzebne są odpowiednie warunki przechowywania. Nikt na taki handel się nie zgodzi. Pierwsza kontrola Państwowej Inspekcji Handlowej spowoduje, że cały ten e-biznes zostanie zlikwidowany. Nie mówiąc już o tym, że poczta lub inna firma kurierska odmówi przyjmowania przesyłek.Mój rozmówca ponownie się strapił. Myśleliśmy o tym - powiedział - ale sądziliśmy, że dla młodych internautów to, co jedzą, nie ma znaczenia. Zamierzaliśmy informować ich, że nasze produkty są najnowszej generacji produktami biotechnologicznymi i dlatego, podobnie jak ekologiczna żywność, mogą nie być tak ładne, jak na reklamach. Tydzień później zgłosił się ponownie. Oczekiwałem jego telefonu, gdyż akcje osiągały kolejne rekordy cenowe, a giełda zniosła ograniczenia kursu. Uwzględniliśmy twoją opinię - powiedział. Będziemy sprzedawać przez internet alkohol oraz napoje i mięsne konserwy jako dodatek. Wkrótce ogłosimy plany nowej emisji związanej z tym biznesem. Do tego ogłosimy, że planujemy inwestycje w biotechnologię. Szacujemy, że łączne wypływy wyniosą kilset milionów złotych. Za te pieniądze wykupimy kontrolne pakiety w Agrosie, Jutrzence i Pepeesie, a jak wystarczy - jeszcze w Sokołowie. Kupowałeś akcje, jak Ci radziłem? - zapytał. Niestety, nie kupiłem. Z żalu do siebie zostanę ich pierwszym e-klientem.
Artur Sierant