Problemy Japan Nasdaq

Ledwo wystartował japoński Nasdaq, a już jego współwłaściciel, szef NASD Frank Zarb ostrzega Japończyków, że ich restrykcyjny kodeks handlowy odstraszy zagraniczne spółki od notowania akcji na tym rynku.? Musimy ciężko popracować z tamtejszym rządem, bo przy takich barierach nie można budować rynku ? powiedział Zarb gazecie Financial Times. Trzeba przyznać, że trochę poniewczasie, bo rozmowy o utworzeniu japońskiego Nasdaq trwały dwa lata i wszystkie te ograniczenia były Amerykanom doskonale znane.Przede wszystkim chodzi o to, że wszystkie dokumenty dotyczące notowania akcji muszą być sporządzone w języku japońskim a nominalna cena akcji nie może być niższa niż 50 tys. jenów (473 USD)Pierwszy wymóg podnosi koszty zagranicznych spółek, gdyż w tym przypadku tłumaczenie jest bardzo drogie. Druga bariera zaś powoduje, że nowe spółki, a dla nich jest przeznaczony ten rynek, muszą emitować niewielką liczbę akcji, a to stwarza warunki do gwałtownych zmian kursów i ogranicza płynność. Poza tym trudno jest kupić takie akcje drobnemu inwestorowi, bo są za drogie.Tokijska giełda w grudniu uruchomiła rynek Mothers dla nowych spółek, zwłaszcza technologicznych, chcąc uprzedzić start Japan Nasdaq. Plagą tego rynku jest niska płynność i duża zmienność kursów. Niektórzy inwestorzy ostrzegali, że te same kłopoty dotkną japoński Nasdaq, dopóki nie zostanie zmieniony tamtejszy kodeks handlowy.A nie zanosi się na to zbyt szybko, bo wprawdzie ministerstwo handlu międzynarodowego i przemysłu, odpowiedzialne za gospodarcze kontakty z zagranicą, od kilku lat opowiada się za takimi zmianami, ale ich wprowadzenie zależy od ministerstwa sprawiedliwości i finansów, no i wreszcie od parlamentu.

J.B.