Nadzwyczajne sytuacje wymagają nadzwyczajnych środków. A naszej sytuacji, przynajmniej jeśli chodzi o inflację, do zwyczajnych z pewnością zaliczyć nie sposób.Kredyt krajowy jest pod kontrolą. Podaż pieniądza mamy umiarkowaną. Płace realne (jak w lipcu) spadają, a ogólnie są ustabilizowane. Oszczędności krajowe umiarkowanie rosną. Przyzwoite tempo wzrostu zawdzięczamy popytowi zagranicznemu. Projekt budżetu jest może zbyt rozrzutny wobec ekonomicznych wyzwań związanych z zewnętrzną nierównowagą, ale przecież z pewnością nie jest to budżet oszołomski.Pomimo to, na wieść o lipcowym wskaźniku CPI, kilku członków Rady Polityki Pieniężnej, nie przebierając szczególnie w słowach, opowiedziało się za podwyżką oficjalnych stóp procentowych. Bardzo to dziwne.Powiedzmy jasno: inflacja wywoływana jest obecnie czynnikami niemonetarnymi. Indeks cen konsumpcyjnych ciągną w górę ceny żywności (szok podażowy) i usług (szok podażowy wywołany głównie zwariowanymi cenami ropy na rynkach światowych). Tegoroczny cel inflacyjny zostanie z pewnością przestrzelony. Podwyżka stóp nie przybliży nas do tego celu ani o milimetr. O co więc może tu chodzić?Odpowiedź jest prosta. I ?jastrzębie? w Radzie wcale jej nie ukrywają: chodzi o wygaszenie oczekiwań inflacyjnych. To nie żart. Tak się próbuje usprawiedliwić rzeczy nieusprawiedliwialne. A przecież rynek patrzy naprzód. I tam wcale nie widać rosnących oczekiwań inflacyjnych. Wręcz przeciwnie: oczekiwania maleją, lokując wskaźnik CPI na koniec roku w okolicach 8% (średniorocznie ? 9,4%), co oznacza realne stopy procentowe wciąż na poziomie ok. 10-11% w skali rocznej.Podwyżka stóp byłaby w tej sytuacji kosztowną demonstracją ?woli politycznej? RPP, by trzymać inflację w ryzach. Bardzo to chwalebne, ale całkiem zbędne. Dodatkowe zwiększenie restrykcyjności polityki monetarnej wystawiłoby na szwank nie tylko realność założeń przyszłorocznego budżetu, ale też przydusiłoby tempo wzrostu gospodarczego do 3?4% już w IV kwartale tego roku i poniżej 3% w I kwartale przyszłego roku.Z uwagi na szok podażowy, odpowiedzialny za wzrost inflacji w miesiącach letnich, właściwe byłoby dostosowanie fiskalne. Po pierwsze ? cła na importowaną żywność powinny być natychmiast (lepiej późno niż wcale) zawieszone. Bezcłowe kontyngenty i interwencje ARR to obecnie zdecydowanie za mało. Po drugie ? trzeba obniżyć akcyzę na paliwa. Jasne, że ?lepkość? cen producentów artykułów żywnościowych i monopolistyczna pozycja koncernu naftowego nie gwarantują powodzenia takiej polityki łagodzenia skutków szoku podażowego, a oznaczają poważne koszty fiskalne. Ale ? prawdę mówiąc ? i tak bardziej się to trzyma kupy niż kopanie stopami niemonetarnych czynników odwrócenia długoterminowego trendu inflacyjnego.Straszenie teraz stopami procentowymi da się wytłumaczyć tylko w jeden sposób: jest to szantaż, który ma wymusić na rządzie i parlamencie konieczne, choć politycznie niewdzięczne kroki. To jednak ? zwracam uwagę ? wcale nie to samo, co ekonomicznie uzasadnione zwiększenie wagi polityki monetarnej w policy mix.Czy władza monetarna jest od wymuszania szantażem na władzy politycznej strukturalnych reform i nadzwyczajnych przedsięwzięć? Niektórzy powiedzą zapewne, że tak. Ale gdzie tu niby jest miejsce na ekonomiczne uzasadnienie podwyżki stóp?

Janusz JANKOWIAK