Spekulanci są mniej optymistyczni

Inwestorzy o spekulacyjnym nastawieniu liczą się ze zniżką indeksu S&P 500. Ograniczają zaangażowanie w długie pozycje na ten indeks. W przeszłości ich decyzje okazywały się trafne

Aktualizacja: 22.02.2017 16:04 Publikacja: 06.04.2007 09:13

Takie wnioski wynikają z danych publikowanych przez amerykańską Commodity Futures Trading Commission - instytucję nadzorującą handel instrumentami pochodnymi za oceanem. Różnica długich (przynoszą zysk, gdy rynek rośnie) i krótkich pozycji na kontraktach terminowych i opcjach na S&P 500 zawartych przez inwestorów klasyfikowanych jako spekulanci (w odróżnieniu od tzw. commercials, czyli inwestorów wykorzystujących pochodne do zabezpieczania ryzyka zmian cen) przez dwa tygodnie (do 27 marca) zwiększyła się z 3,7 tys. do 30,2 tys. To sygnał, że rośnie ich optymizm. Jednak z drugiej strony wzrost nastąpił z poziomu najniższego od grudnia 2005 r. W czterech kolejnych tygodniach do 27 marca średnio przewaga długich pozycji nad krótkimi wynosiła 16,4 tys. sztuk. Oscylowała więc w pobliżu minimum z końca stycznia tego roku.

Taka sytuacja wskazuje na utrzymującą się ostrożność inwestorów o spekulacyjnym nastawieniu co do losów amerykańskiej giełdy w przyszłości. To ważne, gdyż ich opinie od dłuższego czasu są trafnym prognostykiem koniunktury. Przez ostatnie lata spadający optymizm tej grupy inwestorów oznaczał najpierw wyhamowanie tempa ruchu w górę, a potem sprowadzał na rynek korektę. Tak też było przed wystąpieniem przeceny na przełomie lutego i marca.

Gospodarka wciąż niepokoi

Obecna sytuacja wskazuje na zmniejszenie się optymizmu spekulantów, ale jednak w dalszym ciągu utrzymuje się wyraźna przewaga długich pozycji nad krótkimi. Przez pierwsze trzy lata hossy sytuacja była odwrotna. Przeważali pesymiści, co powodowało, że spekulanci posiadali więcej krótkich pozycji niż długich. Ich nastawienie okazało się jednym z kluczy do wzmocnienia amerykańskiej giełdy, wypadającej w latach 2004-2005 bardzo słabo na tle świata. Od wiosny minionego roku natomiast stała się jednym z silniejszych rynków. Teraz postrzeganie akcji w Stanach Zjednoczonych przez tę grupę inwestorów ewidentnie znów się zmienia.

Są ku temu powody. To właśnie amerykańska gospodarka dostarcza najwięcej powodów do zmartwień.

Potwierdziły to kolejne dane makroekonomiczne. Marcowe indeksy aktywności zarówno przemysłu, jak i sektora usług okazały się wyraźnie słabsze od oczekiwań. Wskaźnik dla przemysłu kolejny miesiąc oscyluje wokół 50 pkt, czyli poziomu oddzielającego ekspansję od recesji. Inwestorzy do tej pory tak bardzo tym się nie martwili, bo przemysł nie jest aż tak ważny z punktu widzenia ogólnej kondycji gospodarki USA. Indeks ISM dla sektora usług osiągał do tej pory wartości pozwalające na optymizm co do stanu tej części gospodarki. Jest ona o wiele ważniejsza od przemysłu. Jednak w marcu i tutaj nastąpiło wyraźne pogorszenie. Wskaźnik spadł do 52,4 pkt. To najniższy poziom od prawie czterech lat, czyli momentu rozpoczęcia hossy.

Przypomnijmy, że wszystkie sygnały słabości gospodarki Stanów Zjednoczonych następują w sytuacji, gdy wciąż widoczna jest presja inflacyjna. To zaś oznacza, że władze monetarne mają w dużym stopniu związane ręce. Szanse na poprawę aktywności gospodarki tańszym pieniądzem są obecnie małe. Nic więc dziwnego, że rentowność długoterminowych obligacji, mimo przekonania, że kolejnym krokiem Fed będzie cięcie stóp procentowych, patrząc z dłuższej perspektywy nie bardzo chce spadać. W przypadku 10-letnich papierów od kilku miesięcy krąży wokół 12-miesięcznej średniej. Ta ostatnia zaś po wyraźnym wzroście od jesieni 2005 r. do jesieni 2006 r. (z 4,2 proc. do 4,8 proc.) spada tylko symbolicznie.

Sprawa nabiera istotnego znaczenia w kontekście prognozowanego znacznego spowolnienia tempa wzrostu zysków amerykańskich przedsiębiorstw w pierwszej połowie tego roku. Mniejsza atrakcyjność długookresowych obligacji, mająca wynikać z wyraźnej obniżki rentowności w ślad za obcięciem stóp przez Fed, z punktu widzenia wycen firm kompensowałaby w znacznie większym stopniu niż teraz słabsze tempo poprawy wyników. Surowce mocne na chwilę

Pozytywów inwestorzy starają się w dalszym ciągu szukać w trwającej gorączce na rynku fuzji i przejęć. W ostatnich dniach sprzyjało też wyhamowanie wzrostu cen ropy naftowej. Sprawa chyba jednak ma znaczenie bardziej psychologiczne niż realne, gdyż od początków lutego 12-miesięczna zmiana notowań tego surowca waha się w pobliżu zera. Podobnie jest z miedzią, gdzie ostatni wzrost nie doprowadził do zwiększenia skali 12-miesięcznej zwyżki. To wskazuje, że siła rynków tych towarów może okazać się pozorna i wynikać bardziej z sezonowych zależności niż podniesienia się rzeczywistego popytu.

Takie przypuszczenie wydaje się tym bardziej prawidłowe, jeśli zderzymy wyższe ceny miedzi czy ropy z sygnałami podtrzymującymi obawy o kondycję amerykańskiej gospodarki w kolejnych miesiącach.

Gospodarka
Podatek Belki zostaje, ale wkracza OKI. Nowe oszczędności bez podatku
Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024