W biznesie liczy się pomysł. Na pewno mieli go ci, którzy na początku lat dziewięćdziesiątych od zera zbudowali Atlas. Specjaliści od marketingu przyznają, że marka tej spółki jest jedną z najlepiej rozpoznawalnych - nie tylko w Polsce, ale i w całym regionie. Również wyniki finansowe świadczą o tym, że firma niewątpliwie osiągnęła sukces. Założycielom należą się za to słowa uznania.
Ale stare porzekadło mówi: nie zasypiaj gruszek w popiele. W tym przypadku: w cemencie. Nie wystarczy tylko mieć pomysł. Trzeba go zrealizować. I to zrealizować zanim zrobi to ktoś inny. Atlas mówi o planach budowy cementowni już od jakiegoś czasu. Gdy zaczynał - wszyscy pukali się w głowę, bo akurat branża budowlana borykała się z problemami, a cementownie miały trudności ze znalezieniem odbiorców. Teraz sytuacja się odwróciła. Przed zakładami ustawiają się długie kolejki. Cementu brakuje, a ceny rosną. Analitycy branży twierdzą, że będą rosły dalej, bo zbudować trzeba nie tylko mieszkania i centra handlowe, ale też drogi, oczyszczalnie... W każdym razie cement będzie się sprzedawał.
Ale Atlas nie zbiera na razie owoców koniunktury w tej akurat branży, bo nie ma jeszcze cementowni. Nic dziwnego - to wielomilionowa inwestycja, którą trudno udźwignąć w pojedynkę. Spółce potrzeba partnera strategicznego lub pieniędzy z GPW, ale decyzja się przeciąga. W takiej sytuacji trzeba bowiem pogodzić się z utratą pełnej kontroli nad firmą, którą się pielęgnowało i której się poświęcało przez lata wiele uwagi - jak własnemu dziecku. Odwagi, Panowie!