Niemcy nie chcą polskiej ziemi - poinformowało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. To znaczy inni cudzoziemcy też nie chcą, ale im można jeszcze jakoś wybaczyć. (Najbardziej chcą Holendrzy, ale to akurat nie dziwi, bo jak ktoś żyje od wieków w dołku, to chciałby pewnie go wreszcie zasypać.) Jednak to, że polskiej ziemi nie chcą właśnie Niemcy, jest skrajnie nieuczciwe, niesprawiedliwe, niegodziwe i w ogóle nie...
Fakt, że przez cały rok 2006, w dodatku rekordowy pod tym względem, Niemcy kupili tylko 90 hektarów polskiej ziemi, czyli niespełna jeden kilometr kwadratowy, to niedopuszczalna drwina z tego, co o Niemcach myślimy i piszemy. W tym tempie groźba, że przyjdą i wykupią Polskę, może spełnić się dopiero po mniej więcej 350 tysiącach lat (homo sapiens pojawił się na Ziemi jakieś 250 tys. lat temu), a taką groźbę nie sposób przecież traktować poważnie!
Nie ma się co oszukiwać, tak zachować się mogli tylko Niemcy! A przecież, kto jak kto, ale właśnie ONI mają moralny obowiązek czynienia wszystkiego, co możliwe, by polską ziemię wykupić.
Nie po to wygraliśmy z nimi wojnę, a Janek Kos zatykał rogatywkę z polskim orłem na Bramie Brandenburskiej, żeby oni teraz kupowali sobie ziemię w Portugalii albo w Hiszpanii, nad ciepłym Morzem Śródziemnym, zamiast nad brudnym Bałtykiem.
Nie po to Hans Kloss sprytnie oszukiwał Abwehrę i SS razem wzięte, żeby niemieccy emeryci kupowali domy na Wyspach Kanaryjskich, zamiast w Mikołajkach czy Karpaczu, gdzie jest co prawda ciasno i niewygodnie, ale przecież Niemcowi właśnie tak powinno być.