Do mających zdecydować o tym w najbliższą środę członków Federalnego Komitetu Rynku Otwartego (FOMC) docierają bowiem sprzeczne sygnały o kierunku, w którym zmierza amerykańska gospodarka.
Przez dwa dni nie zdołają oni uzyskać pewności ani co do tego, czy tempo wzrostu gospodarczego w drugim półroczu ożywi się, ani co do tego, czy inflacja zacznie stopniowo spadać, na co mają nadzieję.
Członkowie FOMC nie są do końca przekonani o prawidłowości swoich prognoz, ale nie mają też żadnych poważnych powodów, aby je zmieniać. Dopóki nie pojawią się przekonujące dowody na taki lub inny rozwój wypadków, podstawowa stopa procentowa w Stanach Zjednoczonych nie będzie zmieniana.
Sprzeczne sygnały
Spadek tempa wzrostu produktu krajowego brutto do 1,3 proc. w I kwartale z 2,5 proc. w ostatnich trzech miesiącach zeszłego roku nie miał większego wpływu na opinie członków FOMC. Dla nich najważniejsze wskaźniki pochodzą ze sfery konsumpcji, a tu okazało się, że krajowe zakupy wyrobów gotowych nadal rosną w 2-proc. tempie, takim samym jak w II połowie 2006 r. Jednocześnie preferowany przez Fed miernik inflacji - indeks podstawowych cen osobistych wydatków konsumpcyjnych, nie zmienił się w marcu po większych wzrostach w styczniu i w lutym. W rezultacie roczna tak mierzona inflacja spadła do 2,1 proc., a więc tylko nieznacznie przekroczyła górny limit tzw. komfortowej strefy określanej wprzedziale od 1 do 2 proc. przez szefa Fed Bena S. Bernanke i wielu jego kolegów z FOMC.