Politycy znów kombinują, co by tu zrobić z cudzymi pieniędzmi. Bezczelnie i to jeszcze najzupełniej legalnie - przez ustawy i rozporządzenia. Od ładnych kilku lat grzebią w sys- temie emerytalnym.
Krok po kroku, bez specjalnego rozgłosu, pomyślany początkowo wcale niegłupio system zamienić się może wkrótce w całkiem spore rozczarowanie. Bo sprawa praw do pieniędzy zgromadzonych w OFE i ich późniejszych wypłat wygląda cokolwiek mętnie. Żeby nie było - winowajcy są zarówno wśród tych, którzy "byli", jak i wśród tych, którzy właśnie "są". Jedni ewidentnie doprowadzili do zaniedbań, nie przygotowując już kilka lat wcześniej koniecznych uzupełnień do tzw. nowego systemu emerytalnego. Drudzy, dziedzicząc ten bałagan, łatają legislacyjne dziury bez gracji. W efekcie mamy znów niezły szum. Niektóre sygnały przebijające z tego szumu brzmią dziwnie. I niepokoją.
Generalne założenia wprowadzanego pod koniec lat 90. nowego systemu brzmiały sensownie - II-filarowe fundusze emerytalne za pośrednictwem ZUS-u otrzymują część obowiązkowych składek pracowników. Ile zdołają oni wypracować, tyle powędruje przez lata do funduszy. Te pieniądze one inwestują, czego efektem jest z czasem wzrost wartości jednostek uczestnictwa rejestrowanych na indywidualnym rachunku. Jeśli jakimś cudem ubezpieczony dożyje wyznaczonego ustawowo wieku emerytalnego, zacznie otrzymywać wypłaty z kapitału zgromadzonego także w II filarze, jako skromne uzupełnienie nędznej emerytury z I filaru (ZUS).
Była jeszcze namiastka III filaru - PPE i konstrukcyjnie kulawe, a sabotowane politycznie IKE. W sumie sam koncept nowego systemu emerytalnego był krokiem do przodu, choć - wbrew oczekiwaniom - nie tylko nie oznaczał żadnego wzrostu przyszłych świadczeń, ale - bez poważnego potraktowania lokat III-filarowych - oznaczał perspektywę ich relatywnego obniżenia (w relacji do wynagrodzeń). Ale filozofia była o wiele sensowniejsza od siermięgi ZUS-owskiego monopolu. Wprowadzana w pośpiechu reforma była niedopracowana, a niektóre elementy (np. sposób wypłat) miały zostać przygotowane dopiero później. Ale najważniejsze, że - choć daleki od ideału - to system udało się jakimś cudem wypchnąć na świat. Maszyna ruszała z licznymi poślizgami, wręcz w lekko aferalnym smrodku, ale zachowała kierunek jazdy i powoli okrzepła. Na przygotowanie, przeanalizowanie i doszlifowanie sensownej procedury i sposobu wypłat z II filaru było naprawdę sporo czasu - przynajmniej kilka lat. I zgodnie z polska tradycją, nie zrobiono zbyt wiele.
Tymczasem czas sobie bieggnie, terminy coraz bliżej, więc znów - także zgodnie z głupią polską tradycją - trzeba było się zmobilizować. No i zrobiło się nerwowo. A w takich okolicznościach o błędy łatwo.