Nie wiadomo, kto ma ?trujące? obligacje. Nie wiadomo, komu ufać

W obecnej sytuacji lepiej poczekać na rozwój wydarzeń i stracić część trendu wzrostowego, niż uczestniczyć w dalszych spadkach

Aktualizacja: 28.02.2017 01:53 Publikacja: 29.03.2008 13:19

Kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych, który rozgrywa się na naszych oczach, nie jest zwykłym kryzysem. Jego konsekwencje mogą również być niespotykane. Niepokojące jest jednak to, że Rezerwa Federalna stara się uleczyć go standardowymi metodami. Jak na to wszystko powinien reagować polski inwestor?

Kryzysy ostatnich kilkudziesięciu lat miały swój scenariusz. Trwały stosunkowo krótko, średnio po kilka miesięcy od momentu dostrzeżenia przyczyny do jego apogeum. Zazwyczaj rynek dość szybko orientował się, z czego wynika problem. W przypadku Enronu problem leżał w oszustwach kilku osób. W przypadku kryzysu rosyjskiego czy azjatyckiego - w sytuacji finansowej tych państw. Rynek również dość szybko znajdował ofiary kryzysu. LTCM upadł po kilkudziesięciu dniach, Enron również. Banki w bardzo krótkim okresie po bankructwie Rosji przyznawały się do strat poniesionych na niespłacanych obligacjach GKO.

Obecny kryzys jest inny. Trwa już kilkanaście miesięcy, o "trujących" hipotekach można było bowiem przeczytać już w styczniu zeszłego roku. Rynek ma duży problem ze znalezieniem ofiar kryzysu. Choć wszystko zaczęło się od strat na amerykańskich kredytach hipotecznych, to wcale nie cierpią banki, które udzielały złych kredytów. Dzięki instrumentom finansowym "oddały" one ryzyko innym. Komu? Nie wiadomo, bo proces przyznawania się do posiadanych papierów opartych na hipotekach jest bardzo powolny. A kolejne ofiary mogą stać się i stają się źródłem kolejnych ognisk kryzysu.

Największym problemem w mojej ocenie jest to, że kryzys ten wciąż ewoluuje. Problem początkowo dotyczył poluzowania standardów kredytowych. Wtedy wystarczyło tylko zacisnąć standardy kredytowe i nie pozwolić, by udział złych kredytów w ciągu kilku lat wzrósł z 2 do około 15 proc. kredytów hipotecznych ogółem. Wyższe stopy procentowe w USA spowodowały bankructwa gospodarstw domowych i straty na kredytach hipotecznych. Niespłacane kredyty to spadki wartości obligacji na nich opartych, a to powoduje zagrożenie upadkiem ubezpieczycieli obligacji. Przychodzące falami straty w sektorze finansowym powodują osłabianie się standingu finansowego banków, a to pociąga za sobą spadek wartości kolejnych instrumentów finansowych. Rynek obawia się o wartość obligacji opartych na nieruchomościach komercyjnych oraz swapy credit default.

Gdyby grupa banków odpowiedzialnych za poluzowanie standardów kredytowych nie "rozprzedała" ryzyka, to natychmiast poniosłaby karę w postaci upadłości. A tak ponieważ nie wiadomo, kto ma "trujące" obligacje, to nie wiadomo komu ufać.

I tak kryzys z rynku hipotek zamienił się w kryzys zaufania. Bo komu ufać, jeśli może się okazać, że jest bankrutem? W ten sposób amerykański system bankowy przestał działać. I podjęte ostatnio przez Fed działania - "dodawanie" płynności i obniżki stóp procentowych nie rozwiążą problemu. Amerykański system bankowy jest płynny, ale w wyniku utraty zaufania banki nie chcą sobie pożyczać pieniędzy.

A co jeśli obecny kryzys ma jeszcze kolejne oblicza? Po pierwsze, a jeśli udział złych kredytów nie wzrósł dlatego, że banki nie chciały dawać kredytów dobrym klientom, a dlatego, że nie ma już dobrych klientów w USA, którzy chcą brać kredyty? Jak poradzi sobie z tym gospodarka, która jest napędzana kredytem i uzależniona od dopływu kapitału? Po drugie, a jeśli dojdzie do masowego wycofywania się z posiadanych dźwigni finansowych, np. wskutek strat na kapitale amerykańskich banków, to co się stanie z cenami aktywów finansowych. Czy wtedy może nastąpić nacjonalizacja amerykańskich banków za pieniądze amerykańskich podatników. A może za inne pieniądze? Niemożliwe? Odpowiadając demagogicznie: a upadek piątego największego banku inwestycyjnego świata w pięć dni jest możliwy? W trakcie niezwykłego kryzysu trzeba być przygotowanym na wiele niestandardowych zdarzeń. Jak więc na to wszystko powinien reagować polski inwestor? W mojej ocenie nie szukać twardego dna ani nie udeptywać go z innymi. Choć polska gospodarka nie jest dotknięta bezpośrednimi skutkami kryzysu, to giełdą zawsze rządziła i będzie rządzić psychologia. A na psychikę inwestorów wpływają informacje. A tu większy potencjał jest po stronie kolejnych złych informacji zarówno z amerykańskiego sektora bankowego, jak i z amerykańskiej gospodarki. Choć zabrzmi to zachowawczo - w obecnej sytuacji lepiej czekać na rozwój wydarzeń i stracić część trendu wzrostowego, niż uczestniczyć w dalszych spadkach.

Ostatnio ktoś mnie zapytał: - To jaki będzie koniec? - Nawet nie chcę o nim myśleć - odparłem. Bo jedynym światełkiem w tunelu jest to, że aktualnie nie ma widzę żadnego światełka w tunelu. A często zupełna ciemność jest dokładnie na dnie kryzysu. Wtedy rozwiązania znajdują się same. Oby i tak było i tym razem. Ale stawiać na to swoje pieniądze jest jeszcze zbyt wcześnie.

główny ekonomista

Raiffeisen Bank polska

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy