Pamiętają państwo na pewno film "Pretty woman", czyli współczesną wersję bajki o Kopciuszku. Kopciuszkiem jest w nim początkująca call girl (w tej roli Julia Roberts), zaś Księciem biznesmen (Richard Gere) zarabiający miliony na moralnie wątpliwej procedurze kupowania, dzielenia, a następnie sprzedawania po kawałku bankrutujących spółek. (Z góry przepraszam PT Czytelników "Parkietu", którzy na takiej właśnie działalności zrobili pieniądze).
Rolę dobrej wróżki pełni plik platynowych kart kredytowych Księcia, dzięki którym Kopciuszek ma zamienić łachmany (w których zresztą dość mu do twarzy) na zestaw najdroższych sukien koktajlowych i wieczorowych. Tu jednak analogie między bajką a filmem się kończą. Ekspedientki w luksusowym butiku (analogia do niedobrych sióstr Kopciuszka nie jest tu od rzeczy!) na widok wyzywającego stroju Julii dziewczynę przeganiają.
Przypomniała mi się ta historia, gdy czytałem informację, chyba po raz pierwszy zgodnie powtórzoną przez portale plotkarskie i gospodarcze, że oto jeden z warszawskich deweloperów odmówił piosenkarce Dodzie sprzedaży apartamentu na Mokotowie wartego 5 milionów złotych. Nie sprzedał, bo Doda... to Doda.
Dalszych analogii między filmem a rzeczywistością nie będę na wszelki wypadek snuł. Załóżmy, że biznesmen, który nie chciał sąsiedztwa Dody w swoim apartamentowcu, należy do wyrafinowanych wielbicieli muzyki Krzysztofa Pendereckiego i Henryka Mikołaja Góreckiego, że nie wspomnę już o Piotrze Rubiku. Wieczorami wypoczywa, słuchając symfonii Mahlera i w ogóle przedkłada wierność muzyce atonicznej nad prowizję, którą uzyskałby, sprzedając mieszkanie popszansonistce.
Niezależnie jednak od tego, jak bardzo wyrafinowane są gusta muzyczne dewelopera, mieszanie ich do biznesu jest zjawiskiem dość niecodziennym i biznesmen dobrowolnie obsadził się w roli macochy i obu złych sióstr Kopciuszka naraz. Nadeszła więc pora na pojawienie się dobrej wróżki.