Piątkowa sesja na GPW rozpoczęła się od wyraźnych wzrostów indeksów, będących pochodną poprawy klimatu inwestycyjnego na świecie. Później było jednak już tylko gorzej. Warszawski parkiet, podążając ścieżką wyznaczoną przez czołowe europejskie giełdy, z godziny na godzinę systematycznie się osuwał. Dzieła zniszczenia dokonały dane z amerykańskiego rynku pracy. Majowy wzrost stopy bezrobocia z 5 do 5,5 proc. (co jest największym skokiem od 22 lat) nie mógł pozostać bez echa. Indeks WIG20, który przed danymi zyskiwał jeszcze 1 proc., spadł do 2864,57 pkt na zamknięciu, tracąc 0,85 proc. Dzienne maksimum tego indeksu to 2948,34 pkt.
Piątkowa przecena dość dobrze wpisuje się w nie najlepszy obraz polskiego rynku akcji, jaki można oglądać od 4 miesięcy, a który od 3 tygodni jest wyjątkowo pesymistyczny.
Tym samym szczególnie nie dziwi to, że wyższe poziomy są wykorzystywane do skracania pozycji. Zwłaszcza że sytuacja wokół globalnych rynków akcji coraz bardziej się zagęszcza.
Zapowiedź Europejskiego Banku Centralnego, że stopy procentowe w strefie euro mogą wzrosnąć, to pierwszy tak mocny sygnał, że inflacja staje się poważnym globalnym problemem. Doskonale może to obrazować czwartkowo-piątkowa euforia kupujących na rynku ropy. Potwierdza ona, że trend wzrostowy ma się dobrze, a to oznacza dalszy wzrost presji inflacyjnej.
Jeszcze bardziej niebezpieczne dla rynków akcji są dane z rynku pracy w USA, które podważają tezę o odbiciu amerykańskiej gospodarki. To prosta droga do spadków na Wall Street, a więc i na większości giełd na świecie.