Wśród państw Europy Środkowo-Wschodniej Polska miała w ostatniej dekadzie najniższą stopę inwestycji (wartość inwestycji w stosunku do PKB). To jedna z najczęściej wymienianych barier w rozwoju polskiej gospodarki. – Inwestycji jest u nas za mało, potrzebujemy ich więcej, żebyśmy mogli przejść na wyższy poziom rozwoju. Bez inwestycji nie będzie wzrostu produktywności, a wtedy wzrost płac będzie uderzał w naszą konkurencyjność – przyznał Mariusz Adamiak, dyrektor w biurze strategii rynkowych PKO BP, jeden z uczestników debaty „Polska gospodarka – stan, wyzwania i prognozy".
Potencjał wzrostu inwestycji był jej kluczowym wątkiem. Ostatnie dane sugerują bowiem, że po wyraźnym ożywieniu na przełomie 2014 i 2015 r. dynamika inwestycji straciła impet. W III kwartale wyniosła tylko 4,6 proc. rok do roku, najmniej od końca 2013 r. Uczestnicy debaty uspokajali jednak, że nie jest to powód do zaniepokojenia. – Spowolnienie w sferze inwestycji nie jest żadną niespodzianką. To jest efekt mniejszego napływu unijnych funduszy i w efekcie wyhamowania inwestycji publicznych. Jeśli chodzi o inwestycje w sektorze przedsiębiorstw, to one rosną w przyzwoitym tempie – ocenił Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. A jak zauważył Adamiak, to właśnie inwestycje sektora prywatnego mają większe znaczenie dla rozwoju gospodarki. – Każda wydana złotówka, niezależnie od tego, czy głupio czy mądrze, w pierwszej chwili tak samo zwiększa PKB. Ale mądra inwestycja poprzez to, że zwiększa produktywność, przynosi też korzyści w dłuższym okresie. Pod tym względem inwestorzy prywatni są bardziej racjonalni, ostrożniej wydają pieniądze – mówił.
Tymczasem wiele wskazuje na to, że nakłady inwestycyjne przedsiębiorstw będą nadal dynamicznie rosły. – Polska ma najniższy w UE wskaźnik inwestycji per capita, a jednocześnie jeden z najwyższych stopni zużycia majątku trwałego. Firmy nie są mocno zadłużone i mają łatwy dostęp do taniego kredytu. To powinno sprzyjać inwestycjom. Być może firmy wstrzymują się z nimi z powodu niepewności co do tego, jak rząd chce zwiększyć ściągalność podatków. Ale wystarczy jakaś iskra rzucona na ten stos pozytywnych okoliczności, żeby inwestycje przyspieszyły – tłumaczył Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao.
– Polska ma obecnie pracochłonny model rozwoju. Ten model potrzebuje korzystnych trendów demograficznych. A jest odwrotnie. Firmy już zaczynają się skarżyć, że pracownicy są dla nich za drodzy. To wymusza inwestycje efektywnościowe, które poprawiają wydajność pracowników – zauważył Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista mBanku, którego zespół jest liderem tegorocznego rankingu prognostów „Parkietu".
– Lata 2015–2020 będą pierwszą w powojennej historii Polski pięciolatką, w której spadnie liczba osób w wieku produkcyjnym. Od strony podażowej rynek pracy będzie się zacieśniał, a przy dużej skłonności firm do zatrudniania będzie się to przekładało na płace. Na dłuższą metę to wymusi zmianę modelu gospodarki, wymusi inwestycje – przyznał Marcin Mrowiec.