Bardzo dobra atmosfera na rynkach zagranicznych z jednej strony i zapowiedź wypłat z unijnych funduszy z drugiej to miks, który nie mógł skończyć się inaczej niż pozytywnie dla GPW. Indeks dużych spółek zyskiwał od rana, a z godziny na godzinę przewaga popytu tylko rosła. Stało się jasne, że lada moment WIG20 zmierzy się ze szczytami poprzedniej hossy, która dobiegła kresu jesienią 2021 r. w okolicach 2479 pkt.

Tu jednak pojawił się pierwszy znak zapytania odnośnie do mobilizacji kupujących. WIG20 poszedł jeszcze kilka kroków dalej, a to oznacza, że wspiął się na poziomy niewidziane od lutego 2018 r., na około dwie godziny przed końcowym dzwonkiem. W tym miejscu pojawiło się jednak więcej chętnych do realizacji zysków, a to dla indeksu dużych spółek oznaczało zamknięcie na poziomie niemal dokładnie szczytu z października 2021 r. Jak mówi giełdowe przysłowie, w trendzie wzrostowym opory są głównie po to, żeby je łamać, ale warto sobie zdawać sprawę, że tak dynamiczne zwyżki akcji na GPW czy w USA, jakich świadkami jesteśmy w lutym, nie mogą trwać wiecznie. Jak na razie trend oczywiście trwa, a dobrą atmosferę w piątek podtrzymywały jeszcze wyraźne spadki rentowności (wzrost cen) amerykańskich obligacji skarbowych. Obligacje umacniały się także na polskim rynku – na koniec dnia analogiczny wskaźnik sięgał 5,32 proc., czyli o 0,2 pkt proc. poniżej lutowych szczytów, choć wciąż wyżej niż na koniec stycznia.